You are currently viewing Złoty Stoch, złoci Niemcy

Złoty Stoch, złoci Niemcy

Niemcy Freitag Wank Wellinger S.Piwowar - Złoty Stoch, złoci Niemcy

Po nokautującym zwycięstwie Stocha na normalnej skoczni w Krasnej Polanie oczekiwaliśmy równie pewnej dominacji na większym, bardziej odpowiadającym Kamilowi obiekcie. Konkurencja jednak nie spała, a wręcz przeciwnie – rozskakała się na dobre. Nasz lider utrzymał prowadzenie do samego końca, dzięki czemu cieszyliśmy się czwartym hymnem narodowym podczas ceremonii medalowej. W drużynowej rywalizacji nie było już tak medalowo – nasi skończyli konkurs na czwartym miejscu, a triumfowali skoczkowie niemieccy, przełamując wieloletnią dominację Austriaków.

Liczyła się tylko najmocniejsza czwórka. Liderzy nacji pretendujących do olimpijskich krążków. Prowadził Stoch, przed Noriakim Kasaim, Severinem Freundem i Peterem Prevcem. Słoweniec uzyskał najwyższą notę za drugi skok w czym pomogły mu… niesprzyjające warunki. Wiatr 0,5 m/s z tyłu skoczni przy niemal bezwietrzności i podobnej odległości (129,5 m) u Freunda dał Słoweńcowi bezcenne punkty i drugi medal na igrzyskach. Prevca na czele zmienili, najpierw Noriaki Kasai, który zdobył pierwszy indywidualny krążek w grubo ponad dwudziestoletniej karierze i drugi w tych igrzyskach oraz Kamil Stoch. Nasz zawodnik wytrzymał presję, choć – jak sam przyznawał – kompletnie zawalił skok. Po wylądowaniu w okolicy niebieskiej linii komputerowej (oznaczającej potrzebną odległość do zwycięstwa) zaczęły się wątpliwości, jakże podobne do tych po finale łyżwiarstwa szybkiego na 1500 metrów. Ale z jakim happy – endem…

kasai noriaki s.piwowar 300x200 - Złoty Stoch, złoci NiemcyKiedy zobaczyliśmy minę Kasaiego wiedzieliśmy – mamy podwójnego mistrza olimpijskiego!  Nie liczył się już idealny styl, nokaut rywali, rekordowe skoki. Niczym z dewizy ścigantów: „Nieważne czy wygrasz o metr czy o kilometr. Grunt, że wygrasz”. I tak było w przypadku „Rakiety z Zębu”.  Zostawił w tyle największe legendy, zarówno odchodzące ze skoków (Ammann?), jak i planujące dalej skakać (Ahonen, Kasai), niewiele do powiedzenia mieli skoczkowie z obecnej czołówki. Prevc, który powoli może czuć kompleks Polaka na mistrzowskich imprezach, Gregor Schlierenzauer – hegemon pucharowy, któremu ów mistrzowskie imprezy widocznie nie służą, Anders Bardal – jakby nie patrzeć co najmniej niespodziewany medalista, choć skacze w najlepszej drużynie ubiegłego sezonu, i wielu innych.

Sam konkurs zachwycał dalekimi skokami. Bite i wyrównywane rekordy skoczni (trzykrotnie) plus odlot Wassilieva na 144,5 metra (!) nie pozostały bez echa jury. Walka o medale rozgrywała się już na 130 metrze, czyli blisko dziesięć metrów bliżej niż rekord skoczni, który dał Marinusowi Krausowi fantastyczny awans z 24. na 6. pozycję.

Na miarę możliwości

Po historycznych wyczynach naszego mistrza, wierzyliśmy, że zdobędzie trzeci medal. Tym razem z kolegami z zespołu. Ta sztuka już się nie udała. Czwarte miejsce, które zajęli reprezentanci Polski na pierwszy rzut oka wydaje się pechowe, pachnące wręcz klątwą początkowych wyników z Predazzo. Do trzecich Japończyków straciliśmy ponad 13 punktów, przeliczając po staremu tylko na metry – wychodzi to około 7-7,5 metra. W tym kontekście razi nas zwłaszcza pierwszy skok Piotra Żyły. Kalkulacja wydaje się prosta – do medalu potrzebne były wszystkie skoki w okolicach 130 i więcej metrów. A że popularny „Wiewiór” skoczył później 132 metry, mogliśmy już jedynie dopytywać – dlaczego tak nie było w pierwszej próbie?

polska zyla.stoch.mietus.kot podium s.piwowar 300x200 - Złoty Stoch, złoci NiemcyMedal medalem, ale przegraliśmy go wyraźnie, co do tego nie powinno być złudzeń. Czwarte miejsce – choć pechowe – okazało się trafnym wyznacznikiem polskiego potencjału w ostatnim czasie. Jeden skoczek wybitny, dwóch naprawdę solidnych i , no właśnie… Niepewne czwarte ogniwo. Ani Piotr Żyła na dużej ani Dawid Kubacki na średniej skoczni nie zachwycili. Skakali na miarę swoich możliwości, stąd czwartą lokatę powinniśmy właśnie tak traktować. Na miarę naszych możliwości.

Na czele byliśmy świadkami tworzenia nowej historii. Na tron powrócili, po 12 latach od wyczynu podopiecznych Reinharda Hessa, skoczkowie niemieccy. Choć w PŚ prezentują się góra solidnie, a ich lider przegrał niemal pewny medal w indywidualnej rywalizacji, to w klasyfikacji drużyn narodowych to oni okazali się najrówniejsi i najmocniejsi. Zaskoczyła też niewielka strata Austrii. Dotychczasowi potentaci wyglądali na tych igrzyskach, po indywidualnych konkursach,  na skłócony i niepewny siebie klan. Jako drużyna walczyli zacięcie z Niemcami do samego końca. Srebro – choć pierwsze nie-złoto od 2005 roku w medalowej imprezie, jest, w kontekście przykrych porażek w indywidualnych konkursach, nagrodą pocieszenia. Igrzyska, choć przegrane, nie okazały się stracone. Po brąz sięgnęli tym razem Japończycy, pretendowani przed zawodami nawet do złota. Skakali bardzo równo, lecz do wyższego miejsca zabrakło im jednak bezcennych metrów.  Ale czyż nie to samo można powiedzieć o naszych skoczkach?

Dodaj komentarz