You are currently viewing Finałowy festiwal w Planicy w rozmiarze XXL (felieton)

Finałowy festiwal w Planicy w rozmiarze XXL (felieton)

Planica2015 lot fot.Frederic.Clasen1 - Finałowy festiwal w Planicy w rozmiarze XXL (felieton)Emocje jak na grzybobraniu, scenariusz rodem z telewizyjnego tasiemca, zmagania nudne i niepotrzebne jak śnieg, który niczym nieproszony gość sypał na mój nos w Wielkanoc 2013. Albo jak deszcz, który w marcu 2014 kazał ukrywać się odbierającemu Kryształową Kulę Stochowi pod wielgachnym parasolem.  Nie, nie, nie. Nie taki był ten weekend!

 
Freund Severin WC.Planica.2015.lot fot.Frederik.Clasen 300x199 - Finałowy festiwal w Planicy w rozmiarze XXL (felieton)
Severin Freund, fot. Frederik Clasen

U progu chwili… Wróć. U progu skoczni… Stop. Skoczni? Turboskoczni, hiperskoczni, mega skoczni? Dobra, żeby nie przedłużać: u progu Letalnicy działy się rzeczy, których nie powstydziłby się i sam Hitchhock, Tarantino i mistrz horroru, Stephen King. Razem wzięci by się nie powstydzili, oczywiście. Przeciwnie, byliby dumni, pyszni, ze skrzydłami przypiętymi do ramion… Chwila, chwila, hola, hola, nie rozpędzaj się z tymi piórami, bo skrzydlate kończyny to akurat dorobili sobie w ten weekend Słoweńcy, dzieląc i rządząc na przebudowanym „mamucie” w Planicy. Ptaki mają lotki, Słoweńcy mają narty. Dziwne. Taki Asikainen narty też ma, a lądował ciągle, jako jeden z niewielu, przed granicą 200 metrów. Widać jego deski jakieś wybrakowane. I pomyśleć, że w czasach Fijasa to po nocach śnili, żeby dobić do tych setek dwóch, a obecnie w Planicy taka odległość to wstyd, blamaż i w ogóle. Z takim wynikiem to tylko się schować pod koc i czubka narty ani nosa nie wystawiać. Skoro już o nosach mowa, to u niektórych owa część ciała, choć to może za dużo powiedziane, była spuszczona w ten weekend na kwintę. Na przykład u Olka Zniszczoła. O tym to mogłabym godzinami gadać, jak przeklinałam tych sędziów z piekła rodem, którzy zrobili z belki kukłę. Który to już raz? Szkoda pytać, a co dopiero odpowiadać. Ale opowiem o belkowych licznych podróżach do krajów bliskich i dalekich… Wróć, do skoków bliskich i lotów dalekich. Proszę bardzo, oto mała statystyka prosto z sobotniego konkursu drużynowego. Naczelny już się ze mnie śmieje, że wyliczenia idą pełną parą, więc tak, idą, co gorsze (lepsze?), ich końca nie widać.

Wisla Malnka belka fot.J.Piatkowska 300x200 - Finałowy festiwal w Planicy w rozmiarze XXL (felieton)
Skoczkowie na belce startowej, fot. Julia Piątkowska

Otóż w owej rywalizacji zespołowej, od której niepostrzeżenie i chwilowo odeszłam, ręce sędziów rządziły belkowym życiem aż dziesięć razy. Dziesięć, jakie to wymowne. Jak dekada czy dziesięć przykazań. Pierwsze Przykazanie Przyzwoitej Belki brzmieć powinno: „Belkę ustawiamy od początku pod najlepszego zawodnika”. Przykazanie drugie: „Belkę zmieniamy tylko wtedy, gdy pogoda robi nam psikusa, świrując niczym koło fortuny, młyńskie czy zębate”. Przykazanie nr 3: To, że możemy zmienić najazdowy numerek, nie oznacza, że mamy to robić 10 razy w ciągu jednej serii, w której skakało do tego tylko 32 zawodników”. Dziesięciu przykazań chwilowo nie wymyślę, choć pewnie by wypadało, skoro tak wymownie się tu zrobiło. Trzy na razie muszą wystarczyć. I tak nikt ich nie weźmie pod uwagę, bo przecież jest fajnie, zmieniamy beleczkę, Zniszczoł zostaje zniszczony i spada na bulę, dzięki czemu Polacy oglądają podium nie z tej z perspektywy, o której sami by marzyli. Żyć, nie umierać. Belka to potęga! Znajdźcie mi drugą taką kobietę jak belka. Tak zmienną, znaczy się.

Stoch Kamil WC.Planica.2015.telemark fot.Julia .Piatkowska 300x199 - Finałowy festiwal w Planicy w rozmiarze XXL (felieton)
Telemark w wykonaniu Kamila Stocha, fot. Julia Piątkowska

Już nie wiem, kto ten festiwal w rozmiarze nadmiernym urządził, czy to skoczkowie, czy sędziowie… Doprawdy trudno rozstrzygnąć. O ile sami zawodnicy zachwycali mnie swoimi odległościami, o tyle rozdawacze not wzbudzali na przemian zażenowanie, poczucie niesprawiedliwości i inne takie takie. No, mówiąc krótko i na temat, to szlag mnie trafiał, cholera brała i co tam jeszcze może brać, trafiać i uderzać. O, jak o uderzaniu mowa, to uderzenia gorąca były liczne. Uderzało na przykład gorące słońce nad Planicą, które dziwnym trafem w niedzielę postanowiło wyjechać na wakacje. Przedwczesne te wakacje, słońce Ty moje, tak się nie robi, co to ma być: urlopik, chorobowe czy może ferie wiosenne? Przypominam, że Wielkanoc dopiero za kilka tygodni, człowieku bez kalendarza. Mówisz, że chciałeś dać płatkom śniegu i mgle pożegnać się ze skoczkami? Dobra, akceptuję to usprawiedliwienie, bo nie chce mi się wysłuchiwać litanii tłumaczeń. Tak więc… Wiem, mówią, że nie zaczyna się od „więc”. Ale ja łamię zasady, których nota bene nikt nigdzie oficjalnie nie napisał i od „więc” zaczynam. Więc jeszcze raz: Tak więc słońce pożegnało skoczków w sobotę, siódmy dzień poświęcając na odpoczynek. Jakoś tak z czymś mi się skojarzyło, Wam też? W niedzielę przyszedł śnieg, mgła taka, że kamerzysta biedny nie wiedział, gdzie mu uciekł ten skoczek wielkości muchy. Jaki cały sezon, taki koniec: bogaty w zjawiska pogodowe. Tylko huragan już się zmęczył i też dzień siódmy zostawił sobie na małą sjestę, co będzie kończyny wysilał, kiedy już tyle się w tym sezonie napracował?

Aaaa, o sędziach coś tam przebąkiwałam w ostatnim akapicie, ale dokończyć chyba zapomniałam. To teraz dokończę, częstując Was, moi drodzy, kolejną porcją statystyk. I tabelki też będą (Naczelny zaciera ręce), proszę bardzo.

Przyznawane przez sędziów noty maksymalne (czyt. dwudziestopunktowe), o których skoczkowie śnią po nocach, a których w Planicy mieliśmy pod dostatkiem, prezentują się w tym sezonie tak:

Zawodnik (kraj)
Liczba „20”
Liczba „20” w Planicy
Miejsce w PŚ / Punkty
Jurij Tepes (SLO)
14
14
14. / 554
Peter Prevc (SLO)
14
13
1. / 1729
Severin Freund (GER)
11
5
1. / 1729 (KK)
Rune Velta (NOR)
5
4
8. / 848 pkt
Stefan Kraft (AUT)
4
1
3. / 1578
Michael Hayboeck (AUT)
2
0
5. / 1157
Anders Fannemel (NOR)
1
0
4. / 1161
Noriaki Kasai (JPN)
1
0
6. / 1137
Kamil Stoch (POL)
1
0
9. / 820
Richard Freitag (GER)
1
0
12. / 622
Jernej Damjan (SLO)
1
0
14. / 535
Lukas Hlava (CZE)
1
0
78. / 4
Prevc Peter WC.Planica.2015 fot.Julia .Piatkowska 300x200 - Finałowy festiwal w Planicy w rozmiarze XXL (felieton)
Telemark w wykonaniu Petera Prevca podczas rekordowego lotu na 248,5 m (fot. Julia Piątkowska)

Z powyższego zestawienia, bądź co bądź stylowego, i dosłownie, i w przenośni, wynika tylko jedno: sędziom się Letalnica na głowę rzuciła. Do Planicy not maksymalnych przyznano w tym sezonie 15, przy czym żadna z nich nie liczyła się w końcowej punktacji. W czasie trzech finałowych konkursów sezonu, not dwudziestopunktowych przyznano… uwaga, trzymajcie się mocno krzeseł, foteli, kanap, a najlepiej usiądźcie na podłogę, żeby nie spaść z wrażenia… Fanfary, dzwony biją, orkiestra gra – not maksymalnych w miniony trzydniowy weekend przyznano 41! Głowa mała, czerep boli, śmiech na sali. Z tego dwóch skoczków, Peter Prevc i Jurij Tepeš, otrzymali po 5 not marzeń za jeden skok. Och, nie powiem, „bardzo” mnie to zdziwiło, że akurat Słoweńcy, nawet bardzo, bardzo. Mało Wam numerków? Voila. Każdy z zawodników, który skakał dwukrotnie w piątek i w niedzielę, a raz w sobotę, otrzymał od sędziów 25 not. Czary mary, hokus pokus, u Tepeša w takim razie noty maksymalne stanowiły 56% (14 / 25), a u Prevca 52% (13 / 25). Zszokowany król Julian, rwąc włosy z głowy, pyta: Człowieki, co wy wyprawiacie i gdzie żeście rozum zgubili? Jest w końcu królem – ma prawo. O notach Stocha, biorąc przykład z niego samego, pisać po prostu nie będę. Szkoda linijek.

Nudziło mi się bardzo, więc z tych nudów postanowiłam poznać najbardziej płodne w dwudziestki skocznie tego sezonu. Letalnica, niczym zazdrosna koleżanka (ach, te kobiety!), zdystansowała jednak wszystkie rywalki, nie pozostawiając złudzeń:

Miejscowość (ilość konkursów)
Liczba „20”
Planica (3)
41
Zakopane (3)
4
Vikersund (2)
3
Lillehammer (2)
2
Innsbruck (1)
1
Bischofshofen (1)
1
Willingen (2)
1
Lahti (2)
1
Trondheim (1)
1
Oslo (2)
1

szczegółową listę not 20 punktowych za sezon 2014/15 znajdziecie tutaj >>

Sedziowie Wisla.Malinka fot.Stefan.Piwowar 300x200 - Finałowy festiwal w Planicy w rozmiarze XXL (felieton)
Wieża sędziowska podczas opadów śniegu w Wiśle-Malince (fot. Stefan Piwowar)

Ach, no nie wierzę, w tym zaszczytnym rankingu znalazło się nasze Zakopane, i to na podium, za niedoścignioną i nieprzejednaną Planicą. W tej Słowenii to przychylni sędziowie muszą być. Dodatkowo widać, że to mamuty lubią wysokie noty, wysokie noty mamuty, sędziowie mamuty albo sędziowie wysokie noty na mamutach, albo jeszcze skoczkowie mamuty. Tyyyyyyyyyyyle miłości i sympatii naraz! To chyba na tę wiosnę tak się romantycznie i ciepło na sercu zrobiło… Ale dość już tej pogody, naprawdę.

Uwaga, uwaga, teraz na mój talerz wlatują Prevc i Freund. Panie kochany, kiedy już myślałam, że Freund i nikt inny, koniec i basta, Prevc wyskoczył z pudełka i z progu niczym kula armatnia, odrabiając straty do prowadzącego Niemca. A kiedy  już myślałam, że jednak Prevc, bo na Letalnicy czuje się jak we własnym domu, to nie, pojawił się Tepeš, podarowując końcowy prezent największemu rywalowi Prevca. Uff, jak gorąco, ciężka ta lokomotywa. I tak NNN – Największy Narciarski Numer – stał się faktem. Co tam różnice 0,1 w konkursie, kiedy może nie być różnicy w konkursach 31! Niestety dla Prevca, różnica jednak była: 9 triumfów Niemca i 3 Słoweńca oddawały kryształowe trofeum w ręce tego pierwszego. Koniec i basta. Emocji najedliśmy się 100 razy tyle, co we wszystkich pozostałych rozgrywkach tego sezonu. A Prevc dalej jest sportowcem wybitnym, który jeszcze nic nie wygrał… Oprócz Małej Kryształowej Kuli, drugi raz z rzędu zresztą, ale to chyba jednak marne pocieszenie. Niemniej nie pamiętam, bym kiedykolwiek była świadkiem tak emocjonującego show, i to bez udziału Polaków. Starzeję się chyba, bo już nawet biało-czerwoni mi niepotrzebni, żeby do samego końca z wypiekami na twarzy oczekiwać na końcowe wyniki. Albo inaczej: dojrzewam.

Zyla Piotr WC.Planica.2015 dangerous fot.Julia .Piatkowska 300x200 - Finałowy festiwal w Planicy w rozmiarze XXL (felieton)
Piotr Żyła ratujący się przed upadkiem na Letalnicy (fot. Julia Piątkowska)

Skoro już o oczekiwaniu mowa, to przejdźmy do polskiego akcentu, który w miniony weekend był, jak na obecny sezon, wyjątkowo widoczny i nawet całkiem wysokich, tfu, dalekich lotów. Dawajcie tu orkiestrę, żeby zagrała na cześć Piotra Żyły, który raz, że wyratował się z opresji grożącej runięciem na bulę z prędkością grubo ponad 100 km/h, a dwa – w niedzielę oddał po raz kolejny dwa równe loty! Bo nie skoki przecież, to byłaby obraza. Drugą orkiestrę zapraszam na cześć Kamila Stocha i trzecią dla Klemensa Murańki. Zbańczę po opłaceniu tych muzyków, ale co tam. W końcu skoczkowie zatańczyli tak, jak im zagrano, pokonując swoje granice, łamiąc bariery i bijąc rekordy. Murańka – osobisty, Stoch – osobisty i Polski. Kto na to z utęsknieniem czekał, ręka do góry… Noga do góry (potraficie?), kto bluzga na pogodę, która w tym sezonie nie tyle nie rozpieszczała naszego mistrza, co postanowiła wystawić go na trudną próbę charakteru. Stoch próbę wytrzymał, więc może za rok aura okaże się łaskawsza. Bo co jak co, ale wiać podwójnemu mistrzowi olimpijskiemu w plecy, kiedy całej stawce dmucha się pod narty, to po prostu skandal.

Kto żałuje, że to już koniec, druga ręka i druga noga do góry. To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iśćśpiewały niegdyś Elektryczne Gitary, o czym przypominają sobie rok w rok maturzyści, opuszczając mury swoich szkół. Skoczkowie też już za chwilę, po mistrzostwach Polski, będą wolni i udadzą się na zasłużony urlop. Nas czekają jeszcze podsumowania, odkrywające blaski i cienie sezonu, który w sposób tak spektakularny przeszedł właśnie do historii. Tym, którym minione cztery miesiące w wykonaniu polskich skoczków w ogóle się nie podobały, przypominam, że czasem nie pozna się wartości chwili, dopóki nie stanie się wspomnieniem. Sezon 2014/2015 powoli tym się dla nas stajeśladem odbitym w pamięci niczym stempel na kartce papieru. Może karta polskich skoczków, która przez ostatnie kilka miesięcy była głownie czarno-biała, już w przyszłym sezonie zaskoczy nas feerią barw. Tego Wam i sobie życzę, jednocześnie zapraszając na ostatnie podsumowania i na nową dawkę cotygodniowych skocznych felietonów w przyszłym sezonie. To już za kilka miesięcy...

 

Kasia Nowak

 

Dodaj komentarz