You are currently viewing Dawid Kubacki: „To najbardziej szalony konkurs, w którym startowałem”
Dawid Kubacki, Kamil Stoch (fot. Julia Piątkowska)

Dawid Kubacki: „To najbardziej szalony konkurs, w którym startowałem”

Na swoją obecną pozycję w światowych skokach narciarskich, Dawid Kubacki pracował od lat. Sam wielokrotnie w wywiadach powtarzał o dobrej pracy, która pozwala na pokonywanie kolejnych sportowych barier. Dziś 28-latek z Szaflar przeskoczył poprzeczkę zawieszoną na poziomie z napisem „Mistrz Świata”. Po zdobyciu złotego medalu w Seefeld, nie krył emocji. – Do samego końca nie chciałem wierzyć. Wszystko działo się szybko, było tyle emocji, że człowieka trochę „odcina”. Złoty medal nie przekracza jednak skali moich wyobrażeń. Byłem świadom, że mogę tutaj o ten medal walczyć – powiedział.

 

„To był najbardziej szalony konkurs, w jakim startowałem”

Na sześć serii poprzedzającej konkursowej zmagania na Toni-Seelos-Olympiaschanze (K-99 / HS-109), Dawid Kubacki czterokrotnie plasował się w czołowej trójce stawki. Tym samym stał się jednym z najpoważniejszych kandydatów do zdobycia medalu na normalnej skoczni w Tyrolu. Sam Martin Schmitt, niegdyś znakomity niemiecki skoczek, a obecnie ekspert Eurosportu, twierdził, że Kubacki jest jego faworytem do złota. - Rozdawanie medali przed konkursem jest średnim konkursem. Wiem, że wy musicie mieć swoich faworytów i musicie o tym mówić. Ja nie do końca taką instytucję "faworyta" uznaję - twierdził Kubacki.

Jednak po kolei. Pierwsza seria konkursu w Seefeld okazała się jednak prawdziwym zimnym prysznicem. 93-metrowy skok w trudnych warunkach wietrznych (0,46 m/s w plecy) dał Polakowi dopiero 27. miejsce i według praktycznie wszystkich, przekreślił szansę na obecność w czołówce. Po raz kolejny jednak przekonaliśmy się, jak nieprzewidywalnym i emocjonującym sportem są skoki narciarskie. Finałowa próba na odległość 104,5 metra okazała się wyczynem na miarę awansu o 26 miejsc i zdobycia tytułu mistrza świata. Jak konkursowe wrażenia skomentował sam zainteresowany?

- Po pierwszej serii była złość, bo jak dla mnie, wydawało się, że jest pozamiatane. Nie było jednak zbyt dużo czasu na tą złość, bo w ekspresowym tempie trzeba się było udać na drugą serię. Pozycja była dość odległa i straty punktowe na tyle duże [19,2 punktu do liderującego Kobayashiego - przyp.red.], że ciężko było być przesadnym optymistą. Zająłem się jednak tym, co mam zrobić. Cieszę się z tego, że do drugiej rundy podszedłem na chłodno, po prostu trzeba było iść, oddać dobry skok i mieć satysfakcję z jednej dobrej próby, mimo tego, że wyniki były w tamtym momencie dla mnie porozstawiane nie po mojej myśli. Zaraz po drugim skoku byłem z niego zadowolony, myślałem, że parę miejsc awansuję, ale wiele mi to nie da. Ten skok okazał się jednak skokiem na złoty medal. W życiu bym się nie spodziewał, że z 27. miejsca można jeszcze awansować na pierwsze. To był najbardziej szalony konkurs, w jakim dotychczas startowałem. I wychodzi na to, że Martin Schmitt miał rację - powiedział Kubacki, po czym dodał: - Do samego końca nie chciałem wierzyć. Nawet jak u góry zostało trzech zawodników [Ziga Jelar, Karl Geiger i Ryoyu Kobayashi - przyp.red.]. Stałem w miejscu lidera i w głowie przejawiały się myśli, że "fajnie by było...", ale rywale mają dużą przewagę z pierwszej serii i niestety dolecą i za chwilę będzie się trzeba na tym miejscu z kimś zamienić. Później wszystko działo się szybko. Okazało się, że ja mam medal, później się okazało, że są dwa medale, a jeszcze później, że są złoty i srebrny Kamila Stocha. Wtedy już było mnóstwo emocji, tyle, że człowieka nawet trochę odcina. Patrzy się na to jakby z boku i to trochę nie dociera "pod kopułę". Trochę czasu zajęło, zanim stało się to dla mnie oczywiste.

 

Kubacki: Warunki nie były sprawiedliwe, wyjściem było przeniesienie konkursu

Pierwsza seria konkursowa wywołała w polskich mediach, także społecznościowych, spore oburzenie. Szczególnie decyzje jury związane z wysokością belki startowej oraz warunkami atmosferycznymi, w jakim przyszło skakać zawodnikom, spotkały się z wieloma słowami krytyki. Dawid Kubacki sam przyznał, że w pewnym momencie oczekiwał innych decyzji. - W tamtym momencie jedynym słusznym wyjściem byłoby dla nas przeniesienie tego konkursu na inny termin, bo warunki sprawiedliwe nie były. Ja się cieszę, że ta druga seria była jednak przeprowadzona do końca. To było choć trochę rozsądne, bo przy takich warunkach, przy dwóch skokach to szczęście się wyrównuje i każdy ma szansę, żeby powalczyć. Mam nadzieję, że kibice mieli emocji na tyle dużo, że wynagrodziły im one to, w jaki sposób ten konkurs był przeprowadzany - ocenił.

Pod względem dramaturgii, dzisiejszy konkurs Mistrzostw Świata w Seefeld, przypominał zawody na normalnej skoczni podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w PyeongChang. Wówczas jednak, wietrzna loteria zwiała biało-czerwonych z podium, a Dawida Kubackiego pozbawiła szans nawet na awans do finału. Po raz kolejny okazało się jednak, że w skokach, tak jak i w przyrodzie nic nie ginie. - Dzisiejszy konkurs był podobny do tego w PyeongChang, ale wyniki dla nas Polaków dużo lepsze - skwitował ze śmiechem Kubacki, nawiązując do pamiętnego wpisu jednego z kibiców w mediach społecznościowych, podczas pechowych olimpijskich zmagań dla Polaków.

 

"Piotrek mówił, że to będzie medal"

Dziś biało-czerwoni przebyli odwrotną drogę, do tej którą zafundowała im koreańska skocznia normalna. Tym razem była to droga ze sportowego "piekła" do "nieba". Kto towarzyszył Kubackiemu podczas pierwszych chwil triumfu? - Pierwszy pogratulował mi Kamil Stoch. Piotrek Żyła cały czas stał obok mnie w drugiej serii i mówił, że to będzie medal, a ja mu nie wierzyłem. Piotrek powoli robi się chyba prorokiem. Złoty medal nie przekracza moich wyobrażeń, bo byłem świadom, że mogę tutaj o ten medal walczyć i z takim nastawieniem tutaj przyjeżdżałem. Nie jest to dla mnie coś abstrakcyjnego. Okazało się, że wywalczyłem. To da mi kolejnego kopa, bo wiem, że długo i ciężko na to pracowałem. To jest dla mnie potwierdzenie, że nie należy się poddawać. Mimo, że są lepsze i gorsze momenty, to jeśli człowiek wierzy, że robi dobrze, to te wyniki są w zasięgu ręki - stwierdził świeżo upieczony mistrz świata.

Kubacki nie zapomniał również o osobach, które są współautorami dzisiejszego sukcesu. - Jest tyle osób, które zasługuje na dedykację... Przede wszystkim chciałbym podziękować całej naszej ekipie, naszemu sztabowi, bo to oni codziennie ciężko pracują na to, abyśmy my mogli stawać się lepszymi zawodnikami. Jest też dużo osób z boku, które nas wspierają i im też należą się podziękowania, tak samo kibicom, którzy trzymają za nas kciuk i mimo wszystko w nas wierzą. Myślę, że dzisiaj mogli się z naszego sukcesu ucieszyć.

 

Piwko z Eisenbichlerem? "Może w Planicy. Jesteśmy profesjonalistami"

Dawid Kubacki, obok Markusa Eisenbichlera jest największym bohaterem Mistrzostw Świata w Seefeld. Obaj bardzo długo torowali sobie drogę na narciarski szczyt. W tym sezonie wielokrotnie udowadniali przynależność do światowej czołówki, jednak ciężko było im na stałe zagościć na "szpicy". Kubackiemu udało się zwyciężyć w jednym konkursie Pucharu Świata (w Predazzo), Eisenbichler pierwsze zmagania elity wygrał właśnie podczas czempionatu w Tyrolu (na dużej skoczni w Innsbrucku). Polak komplementował niemieckiego rywala. - Markus też długo skakał bardzo dobrze, ale też to zwycięstwo mu umykało. Myślę, że dla niego to był bardzo pozytywny akcent, że pierwsze zwycięstwo przyniosło mu od razu złoty medal na mistrzostwach świata, to doda mu skrzydeł - powiedział Kubacki, a zapytany o to, czy znajdzie czas na świętowanie swojego sukcesu i małe piwko z niemieckim rywalem, odparł ze śmiechem - To już w Planicy. Na razie jest jeszcze przed nami trochę roboty, więc jeśli będzie celebrowanie, to symboliczne. Trzeba być profesjonalistą i mieć swoje cele na pierwszym miejscu i ich nie zmieniać. Jutro też mamy konkurs, będziemy walczyć w mikście. Jak dzisiejszy dzień pokazał, wszystko może się tu zdarzyć.

 

informacja własna

 

Dodaj komentarz