You are currently viewing JAN JARZYNA – ZAPOMNIANY BOHATER CZ.1

JAN JARZYNA – ZAPOMNIANY BOHATER CZ.1

skoczek historia - JAN JARZYNA - ZAPOMNIANY BOHATER CZ.1Rok 1910 zaczął się dla Jana Jarzyny, zawodnika KTN „Czarnych” Lwów wspaniale. Osiemnastoletni lwowianin podczas I Międzynarodowego Dnia Narciarzy w Tatrach, na Hali Goryczkowej 28 marca wygrał aż dwie konkurencje. Najpierw triumfował w biegu juniorów, a następnie w prestiżowym slalomie z przeszkodami, zwanym też wyścigiem tatrzańskim, bezapelacyjnie sięgnął po kolejne zwycięstwo. W pobitym polu podczas tych zawodów pozostawił choćby znanych Austriaków – Gerina oraz Scholza – a także twórcę TOPR, świetnego technika, Mariusza Zaruskiego. Skalę tych osiągnięć pokazują słowa Romana Kordysa w „Przeglądzie Sportowym”, napisane czternaście lat później:
 
– W sezonie 1909/10 zawodnicy Czarnych: Jarzyna, Menda, S. Łuszczyński odnoszą zwycięstwo nad taką klasą zawodników alpejskich jak Gerin i Szolz, wyrabiając tym samym po raz pierwszy u obcych poważanie i dobrą markę dla polskiego narciarstwa zawodniczego.

Kto by przypuszczał, że Tatry w sercu których zimą Jarzyna świętował podwójny sukces, w lecie pokażą mu swą gorszą twarz i staną się dla niego areną dramatu, którego echa odczuwał do końca życia?

Człowiek sportu

Po karpackich bezdrożach na nartach uganiał się już od dzieciństwa. – W roku 1904 Józef Bizoń przypiął pierwszy narty w klubie „Czarnych”. A w ślad za nim pośpieszyli inni, przeważnie zawodnicy drużyny piłki nożnej – pisał wspomniany wcześniej Kordys w „Przeglądzie Sportowym”. W tej gromadce prawdopodobnie był też dwunastoletni Jan Jarzyna. Podobnie jak wielu kolegów, uprawiał on wszelkie rodzaje „białego szaleństwa” – skoki, biegi, zjazdy. W lecie zaś do tego szerokiego repertuaru dyscyplin dołączał wspinaczkę skalnymi ścianami Tatr.

W 1909 r., wraz z Józefem Bizoniem zdołał przejść wschodnią ścianę Wysokiej. Na kolejny sezon ta dwójka zasilona Stanisławem Szulakiewiczem postawiła przed sobą jeszcze ambitniejsze cele, godne wszechstronnych nadziei polskiego sportu. Zgodnie z tymi założeniami 23 lipca 1910 r. pokonali nową drogę z Doliny Staroleśnej na Sławkowski Szczyt. Głównym celem tego zespołu pozostawało jednak dziewicze północne urwisko Małego Jaworowego Szczytu, zbudowane ze stromych zerw, a także pionowych uskoków. Tuż przed wyruszeniem z Doliny Jaworowej po kłótni z Szulakiewiczem ze wspinaczki zrezygnował najbardziej doświadczony z całej trójki, Bizoń. Dwaj pozostali taternicy, świeżo upieczeni studenci Politechniki Lwowskiej, nie odpuścili jednak tego ambitnego celu.

Wcześniej od paru dni przez Tatry przetaczały się deszcze. Chwyty więc ślizgały się w dłoniach, a w dodatku towarzysz Jarzyny nie był w najlepszej formie. Mimo to udało im się dojść już blisko partii szczytowych. – Każdy centymetr, to była długa walka ledwo było o coś zahaczyć, uchwycić ręką, postawić nogę, podciągnąć się i znów szukać nieistniejących prawie na tej pionowej ścianie chwytów. Miałem przed sobą nagą, gładką skałę. Było po pierwszej. Znalazłem wtedy właśnie dobry chwyt skalny pod prawą rękę. – opowiadał później sam sportowiec.

Właśnie wtedy nadszedł dramat. W dłoni poczuł silny ból, spowodowany skurczem. Z tego względu nie był w stanie utrzymać się na ścianie. Szybko zaczął odrywać się od skały i opadać w dół, ściągając jednocześnie związanego z nim liną Szulakiewicza. Oprzytomniał dopiero po pewnym czasie. Mimo że spadając przebył dwukrotnie dłuższy dystans niż towarzysz, to właśnie on odniósł mniejsze obrażenia. Drugi z taterników nie mógł poruszać ręką, a w dodatku bolały go plecy, w związku z czym jego samodzielne zejście w dół było wykluczone. Jarzyna usiłował wzywać pomocy okrzykami oraz gwizdaniem, ale ulewa skutecznie utrudniała wszelkie próby powiadomienia pogotowia. Narciarz musiał zatem wyruszyć samotnie po ratowników.

Wyścig z czasem

Trasa ostatniej nadziei dla Szulakiewicza wiodła trudnymi zjazdami przez ścianę, a następnie długim szlakiem do Morskiego Oka. – Co Ci tam? – Nic, trochę pobłądziłem. Tak brzmiała ostatnia wymiana zdań między nimi, przeprowadzona już w sporej odległości od siebie.

Dopiero wieczorem Jarzynie po heroicznym marszu udało się zawiadomić TOPR wprost ze schroniska nad największym tatrzańskim jeziorem. Nie czekał jednak biernie na rozwój wypadków, ale od razu wrócił do Jaworzyny, a stamtąd wkrótce wybrał się pod ścianę. Chciał nawet wziąć udział w samej wyprawie, lecz zabronił mu tego niedawny konkurent z narciarskiej trasy, naczelnik Pogotowia – Mariusz Zaruski. Musiał zatem uzbroić się w cierpliwość. Wieści jednak nie były pomyślne. Oberwanie chmury uniemożliwiło ratownikom w pierwszym dniu poszukiwań dojście do Szulakiewicza. W dodatku bez wieści przepadł najsłynniejszy tatrzański przewodnik, Klimek Bachleda.

Dopiero następnej doby członkom TOPR-u udało się znaleźć ciało lwowskiego taternika. Jarzyna pomagał im, wskazując prawidłową trasę marszu za pomocą sygnałów przekazywanych kolorowymi chorągiewkami według alfabetu Morse’a. Zwłoki zniesiono dwa dni później. Tym samym transportem wrócił do Zakopanego Jarzyna, aktywnie wspierający przez te wszystkie godziny ratowników. – Wszyscy byli już ostatecznie wyczerpani. Dnie spędzone w skale, noce przy gasnącym w deszczu ognisku, napięte do ostateczności nerwy – to było ponad ludzkie siły. – stwierdził sam narciarz.

W wyprawie tej śmierć poniósł również Klimek Bachleda, co okazało się już po pogrzebie Szulakiewicza.

– Ciężka to decyzja dla każdego prawdziwego człowieka gór, opuścić rannego towarzysza, nawet gdy się wie, że to dla niego jedyny ratunek. Jan Jarzyna bez wahania wziął na siebie to brzemię odpowiedzialności. Nawet dziś po tylu latach czujemy podziw i szacunek dla hartu woli człowieka, który potrafił dokonać niezwykłego wyczynu – pisał w kilkadziesiąt lat potem Wawrzyniec Żuławski w „Tragediach tatrzańskich”. Gdzie indziej nazwał Lwowiaka „dzielnym chłopcem”, a także „młodzieńcem o wielkich zadatkach na alpinistę wielkiego kalibru”. W Tatry jednak już w roli wspinacza nie powrócił, choć bywał tu jeszcze wiele razy. Zbyt duży wstrząs wywołała w nim śmierć przyjaciela, niwecząc przez to plany zdolnego taternika. Od tego czasu w kronikach sportowych pojawiał się już wyłącznie jako narciarz.

Wojciech Bajak

Część druga już niebawem na SkokiPolska.pl!!!

Dodaj komentarz