Maciej Kot i Klemens Murańka po raz pierwszy w tym sezonie zdołali zdobyć pucharowe punkty. Szczęście przyniosła im normalna skocznia w Lillehammer, chociaż sami przyznali, że stać ich na lepsze starty. Dodatkowo Polacy zadowoleni byli też z tego, że konkurs w ogóle został rozegrany. – Jakby kolejny weekend odwołali, to byłaby tragedia – przyznał Kot.
Maciej Kot w jedynej konkursowej próbie osiągnął 95 metrów, co dało mu 18. miejsce i 13 punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, w której plasuje się na 24. pozycji. 24-latek z Zakopanego dokładnie ocenił warunki panujące na Lysgardsbakken.
– Warunki były dobre, ale wiatr był też trochę zmienny. To była dobra i bezpieczna decyzja, aby przenieść zawody na mniejszą skocznię, na dużej wiatr bardziej daje się we znaki. Cieszę się, że odbyła się chociaż jedna seria, bo jakby kolejny dzień i weekend odwołali, to byłaby tragedia. Irytacja jest, ale bardziej czujemy się wobec tego bezradni i rozkładamy ręce. Cały dzień się czeka na zawody, które nie wiadomo, czy się odbędą, spędza się 5 godzin na skoczni. To też jest męczące – przyznał podopieczny trenera Macieja Maciusiaka i przytomnie dodał: – Można walczyć z różnymi rzeczami, przygotowaniem skoczni, oświetleniem, ale prawda jest taka, że z pogodą się nie wygra i jesteśmy od niej uzależnieni. Mam nadzieję, że ten limit pecha organizatorów został wyczerpany i doczekamy się normalnego konkursu.
Zapytany o swój konkursowy występ, w którym zanotował pierwszą w tym sezonie zdobycz punktową, młodszy z braci Kot odparł: – Lubię tę małą skocznię w Lillehammer i jestem zadowolony, choć mogło być lepiej. Podczas lotu trochę mnie w powietrzu, jak to my mówimy, „zmieszało”. Najważniejsze jest jednak to, że wróciłem do dobrych skoków i są punkty, to mnie podbuduje. Dalszy numer startowy też jest ważny.
Jak praktycznie na każdej pucharowej arenie, tak i w Lillehammer na trybunach obecni byli liczni polscy kibice. Było to spore wsparcie dla biało-czerwonych kadrowiczów. – To nas bardzo cieszy i nie jest już niespodzianką, że polscy kibice są obecni wszędzie, nawet w Japonii. Jak jedziemy wyciągiem, ktoś zawsze zawoła że trzyma kciuki. Często ta wrzawa na trybunach jest większa przy polskim zawodniku niż kiedy startuje Norweg. Dzięki temu czujemy się choć trochę jak u siebie. To dodaje skrzydeł – powiedział Maciej Kot.
Swój konkursowy występ krótko i krytycznie ocenił Klemens Murańka, który korzystając ze sprzyjającego wiatru, skoczył aż 99,5 metra (23. miejsce). – Mogłem z tego skoku wyciągnąć jeszcze więcej. Warunki miałem dobre, jednak nie wykorzystałem tego w 100 procentach, nie zakończyłem skoku telemarkiem i dupa zbita.
korespondencja z Lillehammer, Julia Piątkowska