You are currently viewing Latający cyrk Alexandra Stoeckla, niestabilni Polacy

Latający cyrk Alexandra Stoeckla, niestabilni Polacy

Kraj Wikingów lotami stoi. Nowe generacja tantejszych „lotników”, desygnowana do Kulm przez trenera Alexandra Stoeckla odleciała konkurencji na mistrzostwach świata w lotach o całe setki metrów. Historię lotów napisali Johann Andre Forfang, Daniel Andre Tande, Anders Fannemel i podwójny medalista Kenneth Gangnes.

Po trzech tytułach Austrii złoto wróciło do prekursorów latania na dwóch deskach, pierwszych drużynowych medalistów w lotach. Skandynawowie odzyskali prym nową generacją lotników. Anders Fannemel udowodnił, że nie można mu już przykleić łatki „specjalista od rodzimego mamuta”. Rekordziście świata z Vikersund zdarzały się wprawdzie na Kulm słabsze próby, takie jak 175 metrów w konkursie indywidualnym czy próbny babol na 122 metry, ale w ostatecznym rozrachunku przeważyły dwustumetrowe skoki. Młodzieńcy Forfang i Tande dołożyli swoje „dwusetki” dzięki czemy kończący zmagania Gangnes musiał jedynie dopełnić formalność. Dopełnił jak na wicemistrza w lotach przystało, 219-metrowym lotem.

Przed Turniejem Czterech Skoczni pisałem, że sito długiego sezonu pokaże, na co stać wchodzących do ścisłej czołówki młodych Norwegów. Do dziś trójka Stoeckla (Gangnes, Forfang, Tande) plasuje się w czołowej siódemce klasyfikacji PŚ. Po latach powtarzających się kontuzji pełnię możliwości pokazuje Kenneth Gangnes, skoczek rocznikowo nie najmłodszy, za to silny psychicznie i kapitalnie latający na skoczniach mamucich. Owszem, przegrał loty z Prevcem, ale jako jedyny zbliżył się do nieosiągalnego dla reszty Słoweńca. 

Skalę potęgi latającego cyrku Alexandra Stoeckla pokazuje reakcja młodzieńca Forfanga po najdłuższej próbie życia. Nieustany lot na 240. metr skoczni w Kulm w indywidualnej rozgrywce, który wyglądał co najmniej groźnie, zakończył jak lot Tepesa przed dwoma laty w Harrachovie. Eksplozją szczęścia i zaciśniętymi pięściami w górze. Znakomici następcy Ljoekelsoeya, Romoerena, ale i Ingebrigtsena oraz ex-rekordzisty świata Evensena jako jedyni nie popełnili w drużynowej rozgrywce błędów; wszyscy jakby jedną trajektorią latali ponad dwieście metrów. W tym sezonie okazji do potwierdzenia formy będzie kilka – w Vikersund dwa konkursy indywidualne, a w Planicy zwieńczenie sezonu zarówno konkursem reprezentacji, jak i indywidualnym.

Piąte miejsce Polaków, uwzględniając pozbieranie się Kamila Stocha po indywidualnej klapie w MŚ, nie jest powodem do dumy. Równocześnie daje nadzieję – nasz lider pokazał, że kwalifikacje do indywidualnego konkursu były jednorazową wpadką. Niemniej jednak – wpadką, ale od przeciętnej formy, do której w jego przypadku nie byliśmy przyzwyczajeni. Na więcej liczyliśmy, oglądając Dawida Kubackiego, w końcu piętnastego skoczka świata ukończonych dzień wcześniej mistrzostw w lotach. Poza Stefanem Hulą nie mamy w kadrze skoczka, który skakałby powtarzalnie i pewnie przez cały sezon. W kontekście rozgrywek PŚ, z których wynikają kwoty startowe na poszczególne periody, może to martwić.

Za nami pierwszy, zachwycający odcinek „lotnego szaleństwa”. Z niecierpliwością czekam już na zakopiańską rozgrywkę. Gdzież jak nie tu mieliby z rozmachem wskoczyć do czołówki nasi skoczkowie?

Bartłomiej Chudy

 

Dodaj komentarz