Czasem wydaje nam się, że kontuzje dotykają tylko sportowców z wielkimi sukcesami brylujących na pierwszych stronach gazet, jednak rzeczywistość pokazuje, jak bardzo się mylimy. Ostatnio poważnego urazu nabawił się trenujący poza kadrami Konrad Janota, któremu pełną sprawność w kontuzjowanym kolanie może przywrócić tylko operacja.
Kulisy nieszczęśliwego zdarzenia zdradza nam sam skoczek z Beskidów. – Podczas treningu miałem wypadek na skoczni K-70 w Szczyrku „Skalite”. To był początek sezonu letniego, tak naprawdę pierwsze skoki. Trochę mnie pod koniec lotu przekręciło na lewą stronę i spadłem bardziej na jedną nogę, przez co mocno wykręciłem kolano. Nie wiem, czy to była moja wina czy dostałem za duży podmuch wiatru – tego nie jestem w stanie stwierdzić, jednak skok był jednym z lepszych, jakie oddałem od dłuższego czasu.
Niestety, przeprowadzone badania wykazały szereg urazów, które wiążą się z koniecznością interwencji chirurgów. – Rezonans wykazał zerwanie więzadła krzyżowego przedniego, pęknięcie obu łąkotek i naderwanie troczka przyśrodkowego rzepki. Niestety, kolano musi być operowane – mówi Janota, przyznając jednocześnie, że to pierwsza kontuzja w jego karierze, która wymaga ingerencji chirurgicznej. Zabieg odbędzie się 27 lipca w szpitalu pod Bukami w Bielsku Białej. To jednak nie koniec. – Najpierw operacja, a potem rehabilitacja, która na pewno potrwa parę miesięcy, może nawet pół roku. W związku z nieprzewidzianym urazem cele skoczka reprezentującego barwy szczyrkowskiego klubu uległy zmianie. – Do zimy trudno będzie mi wrócić na skocznię, chociaż czas pokaże. Na razie najważniejsze jest dla mnie wyleczenie nogi.
W kontekście głośnej niegdyś sprawy i zbyt niskiej kwoty ubezpieczenia Kennetha Gangnesa, który musiał pokrywać koszty operacji z własnych środków, zasadne wydaje się pytanie, jak wygląda taki aspekt uprawiania skoków narciarskich u skoczków spoza kadr wspieranych przez Polski Związek Narciarski. Na szczęście Konrad Janota raczej nie musi obawiać się o swoje bezpieczeństwo. – Z tego, co wiem, jestem ubezpieczony w klubie, a ponadto na własną rękę, jednak jeszcze nie miałem głowy, by zajmować się takimi sprawami – przyznaje otwarcie.
Chwile, które nastąpiły po upadku, nie były łatwe dla 21-letniego zawodnika. – Najgorzej było na początku, dwa tygodnie chodziłem o kulach, nie byłem w stanie ani ruszyć nogą, ani jej zgiąć czy do końca wyprostować. Trzy razy miałem robioną punkcję kolana i już jest lepiej, kolano się uspokoiło, zacząłem chodzić bez kul i zginać nogę, jednak i tak nie mogę jej nadwyrężać – kończy skoczek, który swoje pierwsze punkty w zawodach FIS Cup zdobył w Szczyrku w sierpniu 2011 roku.
Konradowi życzymy powrotu do zdrowia i trzymamy kciuki za udany rezultat operacji, o której będziemy informować.
rozmawiała Kasia Nowak