You are currently viewing KRZEPTOWSCY – JEDYNA TAKA RODZINA (cz.2)

KRZEPTOWSCY – JEDYNA TAKA RODZINA (cz.2)

część I

RODZINNA POMOC, RODZINNA KONKURENCJA

 

Rok 1924 oznaczał jeszcze dwa ważne wydarzenia w biografii sportowej Krzeptowskiego. Po pierwsze zmienił barwy klubowe. W Zakopanem powstała bowiem nowa drużyna narciarska – ON Sokół Zakopane, a na jej czele stanął starszy brat Andrzeja – Adam. Miał on wielki wpływ na budowę życia narciarskiego miasta w tamtym czasie. Od czasu powstania klubu każdej zimy był obecny w centrum życia narciarskiego. Wielokrotnie sędziował lub pomagał w przeprowadzeniu różnych konkursów – m.in. Mistrzostw Polski, Mistrzostw Zakopanego, czy zawodów międzynarodowych. Pod jego kierunkiem Sokół stał się zaś najlepszym klubem w Polsce.

Już w tych barwach Andrzej świętował kolejne sukcesy w swojej karierze. W 1924 r. na krajowym czempionacie wygrał biegi, zajął trzecie miejsce w skokach narciarskich i był drugi w kombinacji norweskiej. A w składzie z bratem oraz Stanisławem Gąsienicą Sieczką dodatkowo zdobył brąz w rywalizacji sztafet. Świętował też zwycięstwo w Mistrzostwach Zakopanego. Na tej imprezie z kolei zajmował drugie miejsce, zarówno w skokach jak i biegach, lecz ci, którzy pokonali go w tych konkurencjach nie byli aż tak wszechstronni, by pokonać potomka zbójnickiego rodu w ogólnej klasyfikacji.

Również od tego roku rzymska cyfra „I” stała się składnikiem tożsamości tego zawodnika. W prasie odtąd nazywano go Andrzejem Krzeptowskim I. Nie tyle w uznaniu jego dominacji w polskim narciarstwie, ile skomplikowanych więzów rodzinnych. W tym czasie bowiem uznanie zdobył inny z wnuków Jędrzeja Krzeptowskiego, a zatem stryjeczny brat olimpijczyka, także zwący się Andrzej Krzeptowski. Choć był on starszy od krewniaka z powodu mniejszego doświadczenia sportowego stał się „tylko” Andrzejem Krzeptowskim II. Właśnie w 1924 roku po raz pierwszy mocniej zaakcentował swój pobyt w czołówce – 2. miejscem w skokach II klasy seniorów na MP oraz 7. pozycją w klasyfikacji kombinacji norweskiej tej imprezy. Odtąd dwaj stryjeczni Andrzejowie rywalizowali ze sobą na skoczniach i trasach, wprawiając nieraz dziennikarzy (zwłaszcza poza Polską) w osłupienie z powodu zbieżności danych. Jeszcze większy galimatias powstawał, gdy na starcie sporadycznie stawał pionier całej tej rodzinnej sztafety Adam i zapisywano go „A. Krzeptowski”.

Między 1924, a 1925 r. berło pierwszeństwa w rodzie ujął bezsprzecznie Krzeptowski II. Pierwszy musiał bowiem odbyć wówczas służbę wojskową. Starszy z dwójki Jędrków nie uchybił jednak renomie rodu, na którą tak zapracowali jego kuzyni. Cechował się on wszechstronnością podobną do Krzeptowskiego I. W Mistrzostwach Armii w 1924 r. rozegranych na początku marca w Zakopanem był najlepszy w skokach, biegach oraz kombinacji norweskiej, a w slalomie zajął 5. miejsce. Myśliwskie korzenie tkwiły w jego duszy nie mniej mocno niż zbójeckie przymioty. W końcu stryjeczny dziadek Sabała uważany był za najlepszego „polowaca” wśród górali. Jędrek dorastał wśród takich powieści, a z czasem sam zaczął z flintą przemierzać kłusownicze ścieżki. Od tego polowania wyrobił sobie oko, które nieoczekiwanie przydało mu się w karierze sportowej. Na zakończenie sezonu 1923/24 zakwalifikowano go bowiem do drużyny na Zawody Wojskowe w Szumawie, leżącej w Czechosłowacji. W biegu patrolowym na dystansie 30 km wraz z Józefem Rzymkiem i uczestnikiem ZIO w tej konkurencji Szczepanem Witkowskim zajął 2. miejsce, ustępując tylko gospodarzom, a indywidualnie tę samą pozycję uzyskał w biegu z przeszkodami.

W tej wyliczance sukcesów niezwykle zasłużonej dla polskiego narciarstwa rodzinie z pewnością należy się też miejsce rodzeństwu Andrzeja Krzeptowskiego II – starszej siostrze Zofii oraz młodszemu bratu, Józefowi. Obydwoje bowiem przeszli do historii. Zofia była ważną postacią lat 20-tych i 30-tych w Zakopanem. Zawiadywała bowiem restauracją PTT w Dworcu Tatrzańskim. Od jej popisowego dania, czyli bigosu, zwano ją „Kapuchą” bądź – jak czynił to Witkacy – „Kapusią”. „Kapuchę” znali wszyscy wielcy tego miasta, także ze świata sportowego. Była dobrą duszą polskiego narciarstwa. Najmłodszy brat tej dwójki z kolei przejawiał ogromny talent narciarski. Po tatrzańskich bezdrożach poruszał się wspaniale, lecz nie miał smykałki do systematycznych treningów. Wolał od nich długie wyrypy zimowe po wierchach, wspinaczki, czy granie na skrzypcach podczas wesel. Zamiast startów z numerem na plecach został ratownikiem TOPR-u. Kiedy wybudowano kolejkę na Kasprowy Wierch, z uwagi na umiejętności jazdy na dwóch deskach, mianowano go stałym dyżurnym na tym terenie. Tym samym podobnie jak liczna rodzina dołożył swoje trzy grosze do rozwoju białego sportu w Polsce.

Pod nieobecność Andrzeja Krzeptowskiego I, znajdującego się w wojsku, Krzeptowski II zajął m.in. 1. w biegu patrolowym i 3. w biegu na 18 km podczas Mistrzostwach Polski, 1. miejsce w biegach na Mistrzostwach Zakopanego. W przeciwieństwie do brata stryjecznego zadebiutował też na MŚ – w biegu na 50 km miał 28. rezultat spośród 64 zawodników, zaś na 18 km został sklasyfikowany na 12. pozycji w 2 klasie, wyprzedzając 66 konkurentów. Przestał jednak w tym czasie startować już w skokach. Dopiero powrót kuzyna sprawił, że zasłużone nazwisko ponownie zaczęło wpisywać się w annały tej konkurencji.

 

NA ALPEJSKICH ROZBIEGACH

Widać po powrocie Andrzej odczuwał spory głód skakania. W sezonie 1925/26 zdecydowanie bowiem przewodził stawce Polaków. Podczas Mistrzostw Zakopanego zajął na skoczni 2. miejsce, tylko za trenerem kadry Wilhelmem Stolpe (Szwecja), natomiast w Międzynarodowych MP był trzeci, ustępując Frantiskowi Wendemu (Czechosłowacja) oraz Hansowi Rattaiowi (Austria). Skokami na odległość 26 i 29 metrów wygrał zaś zawody zakopiańskiego Sokoła na skoczni w Jaworzynce, a później Mistrzostwa Lwowa. Tylko w konkursie SN PTT przegrał z krajowymi rywalami – Gąsienicą Sieczką oraz Muckenbrunnem. Równocześnie nadal znakomicie radził sobie w biegach narciarskich, gdzie rywalizował ze swym kuzynem i zarazem imiennikiem.

Wespół z rodzonym bratem dołożyli w tym roku kolejne cegiełki do budowy chwały polskiego narciarstwa zagranicą. Drużyna złożona wyłącznie z zawodników tego klubu: Andrzeja Krzeptowskiego I, Stanisława Gąsienicy Sieczki i Józefa Bujaka, pod kierownictwem samego Adama Krzeptowskiego wyruszyła na zawody „Coup de France” do Pontarlier oraz dwie imprezy zorganizowane w szwajcarskich miasteczkach – Grindelwaldzie i Wengen. Z zawodów cieszących się uznaniem w całym narciarskim światku ekspedycja ta przywiozła trzy miejsca na podium, a także uznanie miejscowych kibiców. Dumny prezes ON „Sokół” podsumowywał: – Fakty te bez wątpienia przyczyniły się do popularyzacji polskiego sportu za granicą, gdzie dotychczas niewiele byliśmy znani. On sam na tym wyjeździe oprócz kierowania ekipą pełnił też funkcję oficjalnego delegata Polskiego Związku Narciarskiego. Do Grindelwaldu Andrzej Krzeptowski II wracał po trzech latach. Od tego czasu przebył długą drogę. Jej skalę pokazuje różnica możliwości skoczka: w 1923 r. – stać go było ledwie na 11. lokatę, zaś w 1926 r. wszedł prawie na sam szczyt i świętował już drugie miejsce w doborowej konkurencji przedstawicieli krajów alpejskich.

Jego kuzyn zaś w tym samym czasie świętował sukcesy w biegach narciarskich oraz biegach patrolowych. Na wielkich zawodach w Czechosłowacji drużynie w której startował udało się sięgnąć po 2. miejsce, a on sam wielokrotnie stawał na podium różnych imprez.

W kolejnym sezonie Krzeptowski I kontynuował zwycięski pochód. Najpierw zajął 3., a potem 1. miejsce na zawodach organizowanych wspólnym wysiłkiem przez SN PTT oraz Sokoła. Miał wtedy niespełna 24 lata, ale już uważano go za skoczka doświadczonego, na co złożyło się kilka sezonów spędzonych w czołówce tej dyscypliny. Jerzy M. Rytard w jednym z numerów „Przeglądu Sportowego” nazwał go wręcz „starym, rutynowanym skoczkiem, wzorem dla całego dorastającego pokolenia”. Do głosu zaczęła bowiem powoli dochodzić grupa zawodników młodszych o kilka lat od niego – Bronisław Czech, Stanisław Motyka, Józef Lankosz, czy Władysław Żytkowicz. Zniknął co prawda z horyzontu Henryk Muckenbrunn, który wybrał emigrację do Francji, ale wciąż groźny pozostawał Aleksander Rozmus. Mimo to tej doborowej stawki Andrzej nadal potrafił się im skutecznie przeciwstawić, czego dowodem było 1. miejsce w Mistrzostwach Zakopanego w skokach narciarskich i 2. w kombinacji norweskiej. Przegląd Sportowy komentował ten sukces: – Andrzej Krzeptowski swemu pięknemu, opanowanemu stylowi zawdzięcza zdobycie tytułu Mistrza Zakopanego w skokach.

W tym roku zadebiutował też w roli działacza oraz dziennikarza sportowego. PZN mianował go delegatem technicznym wyjazdu na zawody do Pontresina, a korespondencja z tej wyprawy wkrótce znalazła się na łamach Przeglądu Sportowego: – Wyjeżdżamy w składzie: Andrzej Krzeptowski, St. Sieczka i Wł. Żytkowicz (…). Jedziemy przez Wiedeń, Innsbruck, St. Moritz.(…) Skocznia sama nie przedstawia się tak groźnie „jak ją malują”. Uważam, że nasza skocznia na Krokwi robi daleko większe wrażenie. Dzięki usilnym staraniom moim na drugi dzień udało się oddać kilka skoków próbnych. – pisał sam skoczek. W swej prawdziwej „specjalności” był tym razem 18. po skokach na odległość 33, 41, 45 metrów. Koledzy z drużyny uplasowali się na 23. i 24. miejscu. – Miejsca uzyskane przez nas przeszły nawet nasze oczekiwania. Mistrzowie tacy jak Bildstein, Meyringer, Strauch, Koldovsky – pozostali w tyle – skomentował zbójnicki potomek. W tym samym numerze redakcja po raz kolejny pochwaliła go za technikę: – Krzeptowski I jest najpewniejszym skoczkiem polskim o idealnie opanowanej technice. Jego sposób wybijania się i szybowania w powietrzu budził uznanie nawet świetnego skoczka Bertila Carlsona, który nazwał go „stylowym”. Zmierzyli się oni podczas konkursu w Klosters, gdzie Szwed odniósł zwycięstwo, a Krzeptowski zajął 7. miejsce. W kolejnym szwajcarskim ośrodku, Arosie, Polak jeszcze poprawił się o dwie pozycje. Znów zaimponował przy tym techniką, która wedle „Przeglądu Sportowego” wzbudziła uznanie publiczności. Na zawodach w czeskim Novym Svecie był z kolei szósty. Miał szanse nawet na lepszy wynik, ale do oka… wpadł mu płatek śnieg, co uniemożliwiło płynny lot.

 

MISTRZOWSKI TRYPTYK

Dzięki tym wynikom włączono go do kadry na MŚ w Cortina d’Ampezzo. I tu wszechstronność – nomen omen – uniemożliwiła mu zdobycie dobrego miejsce w skokach narciarskich. Konkurs w tej dyscyplinie odbywał się bowiem tuż po skokach do kombinacji norweskiej. Dwa występy były ponad siły Krzeptowskiego, a ten lepszy wypadł właśnie w dwuboju. Po pierwszej części rywalizacji zajmował w niej 9. miejsce, które utrzymał również w biegu. W skokach natomiast, po próbach na odległość 38,5 oraz 39 metrów, uplasował się na 18. pozycji, zresztą najlepszej spośród wszystkich Polaków. Na światowym czempionacie jego nimb najlepszego narciarza spod Tatr został jednak przyćmiony przez zdolnego siedemnastolatka Bronisława Czecha – piątego zawodnika w kombinacji norweskiej.

Coraz mocniej tracił w ten sposób swoją pozycję. W Międzynarodowych Mistrzostwach Polski zajął dopiero 6. lokatę, a pokonali go z Polaków: Lankosz oraz Żytkowicz. Jako, że byli oni najlepszymi spośród gospodarzy to w kronikach sportowych Krzeptowski I widnieje w roli brązowego medalisty MP za rok 1927. Był to jednak jego ostatni krążek w tej imprezie. Wspaniały styl lotu, tak podziwiany na całym świecie – przez dziennikarzy, kibiców, nawet i utytułowanych rywali, już nie wystarczał w walce z młodymi, głodnymi sukcesów adeptami.

Mimo słabnącej roli w zawodach dokonaniami z poprzednich lat zapracował na ogromny autorytet w światku narciarskim. Rok później „Przegląd Sportowy” opublikował własną klasyfikację najlepszych polskich narciarzy w poszczególnych sezonach, opartą o wyniki zawodników w najważniejszych imprezach na terenie kraju. Tak przygotowana tabela dała Krzeptowskiemu triumf w skokach za rok 1926 i 1927. Ta sama gazeta napisała o nim pod koniec sezonu 1926/27: – Mówi chętnie o wszystkim, oprócz siebie. Za niego mówi nazwisko. I wyniki.

W nowym roku choć zwykle przegrywał z najgroźniejszymi rywalami – zajął np. dopiero 3 miejsce podczas zawodów Sokoła oraz Mistrzostw Krynicy – i opuścił wiele innych startów, wciąż budził sympatię publiczności oraz mediów. – Równie pewnym skoczkiem jest Andrzej Krzeptowski I, który jednak nie osiąga nigdy tych odległości co Czech, czy Sieczka. Skoki jego odznaczają się silnym i prawidłowym odbiciem. Ląduje najpewniej ze wszystkich naszych skoczków. Jest to zawodnik oskakany na najrozmaitszych skoczniach zagranicznych i czujący się na nieznanej dla siebie skoczni równie dobrze co na rodzimej Krokwi. – taką laurkę wystawił mu z kolei Stanisław Rothert w „Przeglądzie Sportowym” tuż przed II ZIO w Sankt Moritz.

Na najważniejszą imprezę czterolecia pojechał w szczególnej roli. Jako najbardziej doświadczony i utytułowany z ekipy pełnił funkcję chorążego drużyny, pierwszego w historii polskich startów na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, ponieważ na ceremonię otwarcia w Chamonix cztery lata wcześniej, biało-czerwoni nie zdążyli z powodu opóźnienia pociągu. Ciekawość zagranicznych kibiców budził jeszcze z jednego powodu – oczywiście ze względu na stryjecznego brata Andrzeja Krzeptowskiego II, który również znalazł się w składzie reprezentacji i z Sankt Moritz przywiózł znakomite 13. miejsce w biegu na 50 km. Ten dystans był jego specjalizacją już od paru lat. Kiedyś powiedział: – Przy wysiłku jaki się wkłada w taki bieg, na mecie niewiele się pamięta.

Andrzej Krzeptowski I, mimo doświadczenia i renomy, tym razem nie zdołał przebić osiągnięć kuzyna. W skokach narciarskich zajął 27. miejsce na 38 zawodników. Wśród pokonanych znaleźli się m.in. mistrz olimpijski z Chamonix – Jacob Tullin Thams, dwaj przyszli medaliści największych imprez – Austriak – Harald Bosio, Szwed – Sven Selaanger, czy lider krajowego podwórka – Bronisław Czech. Ten ostatni był zresztą jedynym z Polaków sklasyfikowanych za Krzeptowskim. Dwaj pozostali – Aleksander Rozmus oraz Stanisław Gąsienica Sieczka osiągnęli wyniki poza zasięgiem dawnego mistrza. Kombinacji norweskiej nie ukończył zaś z powodu upadku na trasie biegu, zakończonego złamaniem narty i bolesnym uszkodzeniem ciała.

W Krzeptowskim narciarstwo polskie posiada najbardziej rutynowanego zawodnika, który jeszcze przez długie lata będzie odgrywać pierwszorzędną rolę. – pisał w 1928 r. Rothert na łamach „Przeglądu Sportowego”. Rzeczywistość okazała się diametralnie inna. Najlepszy polski skoczek w latach 1923-1927 pożegnał się ze skokami podczas MŚ, rozgrywanych rok po Olimpiadzie w rodzinnym Zakopanem. Przed własną publicznością zajął 27. miejsce, wyprzedzając m.in. rywali krajowych – Żytkowicza, Rozmusa, czy Gąsienicę Sieczkę.

Tak zakończył się rozdział pisany przez niego nartami w historii polskich skoków narciarskich. Bilans zamknął się dwoma złotymi, jednym srebrnym i dwoma brązowymi medalami w skokach narciarskich podczas MP. Ponadto równa forma na przestrzeni lat sprawiła, że za dwa sezony „Przegląd Sportowy” przyznał mu zwycięstwo w klasyfikacji najlepszych przedstawicieli tej dyscypliny. Odnosił sukcesy również w Mistrzostwach Tatr, Mistrzostwach Zakopanego, Mistrzostwach Krynicy, Mistrzostwach Lwowa, a także wielu imprezach zagranicznych – m.in. w Grindelwaldzie, czy Westerowie. Dwukrotnie uczestniczył w ZIO oraz w MŚ. Wielokrotnie startował też w innych dyscyplinach narciarskich – kombinacji norweskiej i biegach. Przede wszystkim jednak rozdział jaki zapisał stoi pod znakiem niepodrabialnego, niezwykle pewnego stylu skokowego, wypracowanego na zakopiańskich obiektach, a budzącego szacunek wśród wielu konkurentów. Przy tylu oddanych lotach na dziesiątkach imprez nigdy nie odnotowano nawet jego upadku w konkursie! Wkład tego potomka zbójnickiego rodu w rozwój narciarstwa nie ograniczył się zresztą tylko do startów. To on trenował młodych adeptów tej dyscyplinie w klubie, w którym występował. Już w 1924 r., podopieczni Krzeptowskiego odnosili pierwsze sukcesy. On znalazł i wydobył na areny międzynarodowe choćby Bronisławę Staszel – Polankową – najlepszą narciarkę z przełomu trzeciej i czwartej dekady XX w. Ona sama tak wspominała te wspólne treningi na łamach „Przeglądu Sportowego”: – Dwa lata temu trenował mnie Jedruś Krzeptowski (Andrzej Krzeptowski I). Biegalimy se razem po Strążyskach, na Grzybowcu, na Gubałówkę, a po więcy na Symoskowe.

Wkrótce z uprawiania wyczynowego narciarstwa zrezygnował też Andrzej Krzeptowski II. Po ZIO w Sankt Moritz dostał pracę w lasach tatrzańskich i przez wiele lat pracował na stanowisku leśniczego. Obaj kuzyni nie porzucili zresztą nawet na sportowej emeryturze dwóch desek. Starszy z nich pracował na nich, podczas zimy, przemierzając zaśnieżone perci w okolicy Morskiego Oka. Młodszy natomiast startował dla zabawy w skijoringu, czyli dyscyplinie polegającej na wyścigach narciarzy, ciągniętych przez konie. Nawet kilkakrotnie zagościł na podium w tej konkurencji. Równocześnie prowadził też sklep w Zakopanem.

Wojciech Bajak

 

 

Dodaj komentarz