You are currently viewing SOCZI, NADCHODZĘ! CZYLI PHILIPP BÄRTSCH JAKO SKOCZEK
Skocznie olimpijskie w Krasnej Polanie (fot. Dasha Mashkina)

SOCZI, NADCHODZĘ! CZYLI PHILIPP BÄRTSCH JAKO SKOCZEK

sochi hills - SOCZI, NADCHODZĘ! CZYLI PHILIPP BÄRTSCH JAKO SKOCZEK30-letni Philipp Bärtsch, dziennikarz zajmujący się skokami narciarskimi dla szwajcarskiego portalu Blick.ch, postanowił spróbować swoich sił w tej dyscyplinie. Jego wniosek jest prosty: piękniejsze jest tylko latanie! Swój pobyt na skoczni opisał w małym reportażu.

Debiutował 14 grudnia 2002 roku w Titisee-Neustadt jako wolontariusz Sportowych Informacji. Działał pod opieką kolegi, którym był Hans-Peter Hildbrand; jego prawdziwie ojcowska opieka zapadła mu w pamięć bardziej, niż osiągnięcia wówczas 21-letniego Simona Ammanna.

Simon był już dwukrotnym Mistrzem Olimpijskim z Salt Lake City. Pierwsze złoto zdobył w niedzielę. Rekrut Bärtsch oglądał relację w domu przed telewizorem. W środę Ammann zdobył drugie złoto.

Philipp rozmyślał o tym kiedy był w Einsiedeln. Teraz sam miał skoczyć po raz pierwszy. Jako sportowiec-amator miał na nogach przeróżne „deski": do narciarstwa alpejskiego, biegowego, turystycznego, wodnego, jeździł na snowboardzie i surfował. Ale skoki narciarskie to zupełnie coś nowego!

Był w dobrych rękach. Nawet w strumieniach deszczu musiał wykonywać ćwiczenia imitacyjne; kucać i wskakiwać w ramiona Martina Künzle. Simon poprawiał go stojąc z boku. Philipp jako dziecko trenował gimnastykę i nabyte wtedy odruchy okazały się przydatne. Jego budowa ciała jest typowa dla skoczka: 1,80m wzrostu i 66 kg dają wskaźnik masy ciała 20,4. Z butami wzrasta do 21. Gdyby skakał w Pucharze Świata, jego narty miałyby długość 1,80m. To przydatna informacja, gdyby planował zmienić zawód.

Były szwajcarski skoczek i aktualny dyrektor skoków narciarskich w Szwajcarskim Związku Narciarskim Bernhard "Berni" Schödler pokazywał mu ilustracje poszczególnych sekwencji skoku – faza lotu, styl V, telemark – to wszystko są zaawansowane zagadnienia. „Wybicie i lądowanie jest najważniejsze, resztą nie musisz się przejmować" – mówił i patrzył na niego z figlarnym uśmiechem.

Bärtsch wspinał się na skocznię o punkcie konstrukcyjnym na 28 metrze z całym sprzętem. Widział wcześniej skaczące tam 7-letnie dzieci, więc się uspokoił. Kiedy siedział na belce, zdecydował się wyłączyć mózg i dobrze się to sprawdziło. Wszystko robił instynktownie; w powietrzu był może pół sekundy. W trzeciej próbie udało mu się skoczyć 3,5m: to zabawne – adrenalina była wyczuwalna, chciał więcej! Przenieśli się na większą skocznię, K-50. Musieli wjechać na nią wyciągiem krzesełkowym. Bez wstępnych prób, usiadł na belce i wyłączył mózg. Do dzieła!

16 belka. Nie mógł oszukiwać głowy. Odepchnął się i przekroczył punkt, z którego nie ma powrotu. Bał się mknąc w dół z prędkością 60 km/h. Mimo to, wylądował. Jego hamowanie skończyło się piruetem. Wpadł w poślizg na trawie, ale szybko był znów na nogach. Kolejny skok! Tym razem ląduje z pewnością i przekonaniem. Jest to możliwe, nawet bez hamulca.

Schödler zwolnił go ze skoczni, Bärtsch może trzymać się swoich zamiarów. Skacze 3 m na 50 metrowej skoczni, niczym prawdziwy Mistrz Olimpijski. „Soczi, nadchodzę! Ale może jako reporter".

Zdjęcia i próby Philippa można zobaczyć TUTAJ.

Źródło: blick.ch

Dodaj komentarz