Polscy skoczkowie zdominowali weekend na skoczni w szwajcarskim Engelbergu, zostawiając dla rywali po jednym miejscu na podium w obydwu konkursach. Takiej sytuacji w polskich skokach jeszcze nie było… Podczas tego weekendu naszym faktycznie poleciało!
Gdy przed tygodniem w podsumowaniu weekendu w Titisee-Neustadt zachwycałem się nad postawą Kamila Stocha, który wywalczył tam zwycięstwo i 2. miejsce, nie mogłem spodziewać się, że za tydzień pomyślę o tamtych wynikach, jak o małym sukcesie. Do takiego wniosku dojdziemy patrząc na obecne skoki naszych rodaków.
„Piątek, weekendu początek”
Łukasz Kruczek, po odsunięciu od kadry na Engelberg Stefana Huli, postawił na pozostałą szóstkę, by ta rywalizowała na Gross Titlis Schanze. Już piątkowe treningi i kwalifikacje utwierdziły trenera kadry w tym, że prawidłowo wytypował zawodników. W kwalifikacjach dobrą dyspozycję sygnalizował Klemens Murańka. Ustąpił w nich jedynie doświadczonemu Wolfgangowi Loitzlowi.
Pozostali reprezentanci również zaprezentowali się solidnie, wywalczając w komplecie awans do konkursu. Treningi w Szczyrku zdawały się przynosić efekty, nasi z każdym skokiem potwierdzali dobrą dyspozycję. Lider naszej kadry – Kamil Stoch – oddał dwa bardzo dobre skoki w treningach i mógł ze spokojem patrzeć na to, co wydarzy się w sobotniej rywalizacji.
Sobota, pierwszy biało- czerwony „nokdaun”
O tym, że trzeba się liczyć z Polakami już w pierwszej serii dobitnie dowiedzieli się skoczkowie innych nacji. Totalna dominacja, czterech Polaków w pierwszej „10” – takiego obrazka nie mogliśmy się spodziewać. Do tej pory ze spokojem mogliśmy patrzeć na to, co pokaże Kamil Stoch. Tym razem pierwsze skrzypce odgrywał inny z naszych rodaków – Jan Ziobro. Minimalna przewaga nad Bardalem po pierwszej serii i mistrzowskie opanowanie, które pokazał przy skoku finałowym, zaimponowały wszystkim. Wygrywając konkurs został siódmym Polakiem, który odniósł zwycięstwo w Pucharze Świata. Drugie miejsce Stocha, po awansie z 7. miejsca pozwoliło nam cieszyć się z drugiego w historii polskiego dubletu w PŚ. Pierwszego na obcej ziemi (w 1980 roku na Średniej Krokwi wygrał Piotr Fijas przed Stanisławem Bobakiem, przyp. red.).
Przy słabej postawie Gregora Schlierenzauera, dotychczasowego lidera PŚ, Kamil przejął żółtą koszulkę, wyprzedzając Austriaka o osiem punktów. Jak dotychczas Stoch nie miał okazji przewodzić w tabeli. Jak sam mówił, spełnił jedno ze swoich marzeń. W dziesiątce konkursu znaleźli się także Klemens Murańka i Piotr Żyła. Czwórka naszych w TOP „10” – tego w historii jeszcze nie było.
Zapewne nie spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw, ale o tym, że nasi skoczkowie lubią – i co ważniejsze, potrafią – zaskakiwać wiemy od dawna.
Niedzielny nokaut
„Co się odwlecze, to nie uciecze” – to stare porzekadło sprawdziło się w przypadku Klemensa Murańki. Niedzielne eliminacje należały już do niego. Świetny prezent na święta jaki sprawili polscy skoczkowie w sobotę tylko wzbudził w nas apetyty przed niedzielną rywalizacją. Pierwsza seria była w wykonaniu Polaków, względem soboty, co najmniej „ostrożna”. Rzekłbym oblężeniem drugiej „10” . Znów czterech naszych reprezentantów, ale tym razem na miejscach od 11. do 20. Skaczący w plastronie lidera Stoch musiał bronić niewielkiej zaliczki w PŚ przed Schlierenzauerem, który oddał fantastyczny pierwszy skok. Nasz skoczek łatwo skóry nie sprzedał. Minimalna strata po pierwszej serii, która mogła wiązać się z utratą koszulki dodała werwy naszemu skoczkowi, który z wielkim spokojem wskoczył na pierwsze miejsce i zwyciężył w ostatnim przedświątecznym konkursie Pucharu Świata. Przewaga nad Austriakiem wynosi już ponad 50 punktów, to dużo.
Polscy skoczkowie zdają się uchodzić za mistrzów pogoni w drugich seriach tego sezonu. W sobotę Stoch, w niedzielę Ziobro. Udany atak z 12. pozycji na podium w wykonaniu Janka Ziobry również wypalił. Słaby skok Gregora dał nam kolejne powody do radości także w niedzielę. Tym razem pozostali nasi zawodnicy uplasowali się niżej. Na pochwałę zasługuje fakt, że w obydwu konkursach punktowali wszyscy nasi reprezentanci.
Czy stajemy się potęgą w skokach narciarskich? Poniekąd już nią jesteśmy. Na jednym z portali społecznościowych moją uwagę przykuł wpis: „Kiedyś zastanawialiśmy się czy Małysz wygra konkurs, czy też nie. Dziś zastanawiamy się, który z naszych skoczków wygra konkurs!”. Jakże trafne jest to podsumowanie skokowego weekendu w Engelbergu. Przy każdym skoku Polaka na tej skoczni odnosiłem wrażenie, że każdy z naszych emanuje wielkim spokojem. Trochę loty obniżył Maciej Kot, ale myślę, że przerwa świąteczna dobrze mu zrobi i zobaczymy go w Turnieju Czterech Skoczni. Gdyby w tym momencie Łukasz Kruczek musiał wybierać kadrę na Igrzyska… Póki co przed trenerem kadry wybór skoczków „tylko” na Turniej Czterech Skoczni.
Z każdymi zawodami zaskakuje nas inny ze skoczków. Nie mamy nic przeciwko, by tak było dalej.
Forma Polaków rośnie, Turniej Czterech Skoczni tuż, tuż… Igrzyska z każdym dniem co raz bliżej. Czy także w niemiecko-austriackim turnieju nasi rodacy odegrają kluczowe role? O tym przeczytacie w następnym wydaniu „No i poleciało!”
Wszystkim czytelnikom i czytelniczkom życzę Wesołych Świąt!
Piotrek Więcławek