Po zakończeniu letniej rywalizacji podczas mistrzostw kraju w Szczyrku, a później zgrupowania kondycyjnego w chorwackim Dubrowniku, polscy skoczkowie nadal mają intensywnie zaplanowane dni treningowe. Ostatnio biało-czerwoni odwiedzili warszawski tunel aerodynamiczny, a także skocznie w Zakopanem i Szczyrku.
Bartosz Leja: Niedawno byliście w specjalnym tunelu aerodynamicznym w Warszawie. Jak taki trening wpływa na zawodnika i jakie elementy można w nim wyćwiczyć?
Łukasz Kruczek: Nie tak bardzo specjalnym. Jest to obiekt do treningu skydivingu, jeden z najlepszych na świecie, który znajduje się w Warszawie. Nie da się w takim tunelu odzwierciedlić w 100% zjawisk, jakie panują na skoczni ze względu a to, że na skoczni powietrze napływa na zawodnika z innych kierunków. Natomiast to, co można zrobić w takim miejscu, to pokazać zawodnikowi, że niewielkie zmiany w ułożeniu ciała dają duże zmiany, jeśli chodzi o aerodynamikę i efekt końcowy. Dodatkowo jest to trening czucia ciała w powietrzu, który na skoczni jest istotny.
Mieliście też okazję trenować w Zakopanem – jak prezentowali się skaczący tam zawodnicy i czy nie było problemów z samym obiektem?
W Zakopanem skakał Kamil Stoch i Klemens Murańka. Skocznia jest taka, jaka była. Jak już dziesiątki razy mówiliśmy, problem z torami występował w wysokich temperaturach powietrza. Dodatkowo elementy zużyte zostały wymienione.
Kadrowicze skakali też w Szczyrku – jak przebiegały tamte treningi?
W Szczyrku trenowali pozostali zawodnicy. Nie było treningów, tylko trening. Celem był powrót na skocznię po dłuższej przerwie i jednym słowem można podsumować, że przebiegł bezproblemowo. Zawodnicy prezentowali się tak, jak przed przerwą.
Czy aktualna forma ogólna zawodników satysfakcjonuje sztab szkoleniowy?
Forma czy dyspozycja zawodników nigdy nie jest rzeczą stała, którą się zdobywa i się ma. To jest cały czas element ulotny, nad którym cały czas trzeba pracować. Jeśli komuś wydaje się, że osiągnął formę i już jest OK, wtedy w bardzo krótkim czasie jego poziom w stosunku do pozostałych zawodników opada. Obecna forma wielu zawodników jest dobra, ale nie oznacza to, że jest to koniec pracy. To jest cały czas praca bez końca.
Przed Wami treningi w Oberhofie i wielu kibiców z pewnością ciekawi, dlaczego tak istotne jest przejście z torów „letnich” na tory lodowe. Jak to wszystko przebiega?
Z każdym rokiem problemy są mniejsze. Dawniej dominowało przeświadczenie i wyraźny podział skakania letniego i zimowego, a w ostatnich latach ta różnica się zatarła. Wcześniej, kiedy tory letnie nie były takie szybkie, zawodnicy często mieli problem z przejściem na tory zimowe. Mieli wrażenie, że zaczynają „hamować” na rozbiegu i potrzeba było oddać wiele skoków, aby odnaleźć właściwe czucie i właściwą pozycję najazdową. Od kilku lat nie ma już z tym problemów. W związku z tym w tym roku po raz pierwszy będziemy kończyć skoki treningowe na ceramice i prosto z rozbiegów ceramicznych pojedziemy na zawody. Oberhof jest tylko jednym z trzech cykli treningowych i tylko tam będziemy korzystać z rozbiegów lodowych.
Jak długo tam będziecie i jakie są dalsze plany?
Standardowo przez tydzień, później będziemy trenować w Szczyrku i Wiśle. Oczywiście jeśli pogoda pozwoli.
W Oberstdorfie trenowali Norwegowie, którzy często w ramach zgrupowań robią wewnętrzne konkursy, których wyniki podają do publicznej wiadomości. Czy myśleliście o takich rozwiązaniach?
Podobnie my, szczególnie w okresie jesiennym, corocznie robimy sprawdziany, wprowadzając zawodników w rytm startowy. Podawanie wyników nie ma jednak żadnego sensu, ale to już problem Norwegów, a nie nasz. Zawodnicy mają w ciągu całego roku około 90 różnych startów i kwalifikacji, których wyniki są podawane, więc podniecanie się kolejnym wynikiem nie ma większego sensu. Tego typu rywalizacja jest ważna dla wspomnianego już przeze mnie rytmu startowego. Trzeba pamiętać, że w obecnych czasach starty i rywalizacja, kiedy nie ma pomiaru wiatru i innych współczynników, są często bardzo niewymierne.
rozmawiał Bartosz Leja