To już pewne – informują austriackie media, pisząc o powrocie Gregora Schlierenzauera do rywalizacji w Pucharze Świata. Kilkukrotnie odkładana „godzina zero” dla Austriaka wybije w trakcie zawodów w Wiśle zaplanowanych na 14 i 15 stycznia 2017 roku. Tyrolczyk wróci na skocznię po 376 dniach przerwy w startach w oficjalnych zawodach pod egidą FIS.
Miał nie wrócić w 2016 roku – nie wróci. Miał wrócić na Engelberg – nie wróci. Miał nie wrócić na Turniej Czterech Skoczni – nie wróci. Ale ostatecznie jednak wróci, tyle że w miejscu, o którym w tym kontekście wcale się nie mówiło. Wszystkie gwiazdy na niebie i Ziemi wskazują bowiem, że rekordzista PŚ pod względem liczby zwycięstw w pojedynczych konkursach swoje drugie życie na skoczni rozpocznie podczas weekendu w Wiśle, który w kalendarzu zapisano przy datach 14 i 15 stycznia. To tam, po 376 dniach przerwy od ostatnich skoków w PŚ (3 stycznie 2016 w Innsbrucku), Gregor Schlierenzauer ponownie pokaże się kibicom skoków. Tym na skoczni i zgromadzonymi przed telewizorem.
– To ustalone, Gregor pojawi się w Wiśle – przekazał dziś w oświadczeniu skierowanym do dziennika „Die Presese” menadżer Austriaka, Hubert Neuper, podkreślając, że cały plan jest uzgodniony z trenerem Heinzem Kuttinem, pod warunkiem, że w najbliższej przyszłości wszystko będzie szło zgodnie z planem. – Gregor może pokazać się z dobrej strony przy zachowaniu warunków bezpieczeństwa – mówi tajemniczo Neuper, który funkcję marketingowego opiekuna skoczka przejął dopiero niedawno.
Niegdyś lider wielkiej austriackiej kadry za sobą ma trudny czas. Najpierw kryzys formy, potem zbyt duża presja narzucona przez samego siebie, następnie sportowe wypalenie i zawieszenie kariery. Później wyjazd na narty i feralny upadek, który pociągnął za sobą zerwanie więzadła krzyżowego w kolanie. Miesiące rehabilitacji, wyrzeczeń, unikanie mediów, skupienie na życiu prywatnym, w końcu męska decyzja: wracam do skoków. Nie dziś, nie jutro, ale wkrótce, z motywacją do dalszych startów… Ten długi etap, pełen wątpliwości i rozczarowań, ma zakończyć się właśnie na obiekcie im. Adama Małysza w Beskidach.
Zanim to jednak nastąpi, trzeba się odpowiednio przygotować. Jak już informowaliśmy, obecnie dwukrotny brązowy medalista olimpijski z Vancouver trenuje na dużej skoczni w Predazzo, by następnie, od poniedziałku, przenieść się do szwajcarskiego Engelbergu i na przebudowanej Gross-Titlis-Schanze dalej szlifować formę, tym razem już w towarzystwie kolegów z kadry. Wszystko po to, by w Wiśle gwiazda Austriaka, której niektórym tak brakuje, znów zalśniła pełnym blaskiem.
źródło: kleinezeitung.at / informacja własna
