Inauguracja zimowego sezonu Pucharu Świata po raz trzeci odbywa się w Wiśle. Co roku przygotowanie zeskoku obiektu im. Adama Małysza jest jednak dla organizatorów sporym wyzwaniem. Dodatnie temperatury i brak naturalnego białego puchu powoduje, że lądowanie na nim jest też wyzwaniem dla zawodników. Trzech z nich podczas wczorajszych prób zakończyło swoje skoki upadkami.
W poprzednich latach zdarzyły się słowa krytyki związane ze zbyt twardym zeskokiem, na którym lądowanie przysparzało sporo problemów wielu zawodnikom. Niektórzy z impetem upadali, co wiązało się z ryzykiem bolesnych stłuczeń. W tym roku w Wiśle również nie zabrakło upadków i to już w pierwszym dniu zmagań.
Podczas piątkowych treningów po wylądowaniu upadł Kazach Siergiej Tkaczenko, co spowodowało chwilową przerwę poświęconą na poprawienie stanu zeskoku. Ponadto połamaniu uległy narty 20-leniego zawodnika. Samemu skoczkowi szczęśliwie nic poważnego się nie stało i był on w stanie wystartować w późniejszej rundzie kwalifikacyjnej.
W trakcie kwalifikacji odjazdu na nogach nie zakończył Amerykanin Decker Dean. Debiutujący w Pucharze Świata skoczek ze Stanów Zjednoczonych tuż po wylądowaniu 91,5 metrowej próby nie opanował uciekającej lewej narty, która chwilę później się wypięła. 19-latek ratując się przed uderzeniem twarzą w zeskok, amortyzował upadek lewą ręką. Okazuje się, że to doprowadziło do kontuzji. Mimo, że o własnych nogach opuścił zeskok, później sam poinformował o urazie.
„Wieczorem zwichnąłem mój bark i udałem się do szpitala. Wciąż jest we mnie duża pewność siebie, jednak czeka mnie krótka przerwa” – napisał na Instagramie. Tym samym uraz stawu brakowego wykluczy najprawdopodobniej pucharowego debiutanta z najbliższych narciarskich zmagań.
Z humorem do występu młodszego kolegi z drużyny podszedł natomiast Kevin Bickner, który na Twitterze przy zdjęciu ilustrująycm upadek Deana, napisał: "Chciałbym pogratulować mojemu przyjacielowi i koledze z drużyny debiutu w Pucharze Świata".
Nieprzyjemne zetknięcie z zeskokiem podczas piątkowych kwalifikacji stało się tez udziałem Mariusa Lindvika. Solidnie prezentujący się Norweg, który uzyskał 122 metry, właściwie na tzw. "linii upadku" nieco się poturbował. 21-latkowi nic poważnego się nie stało i uzyskał awans do niedzielnych zmagań indywidualnych, jednak był wyraźnie zdenerwowany zaistniałą sytuacją i wbił jedną z nart w śnieg.
Za zawodnikami pierwsze próby i pozostaje mieć nadzieję, że dzisiaj obędzie się bez przykrych sytuacji i upadków. Warto jednak zaznaczyć, że nawet sami organizatorzy pucharowych zmagań w Beskidach, w tym dyrektor obiektu im Adama Małysza, Andrzej Wąsowicz, a także sam patron obiektu pełniący funkcję dyrektora sportowego w polskiej kadrze, zaznaczają, że inny, późniejszy termin dla Wisły byłby korzystniejszy. Prawdziwie zimowa aura zamiast jesiennej umożliwiłaby znacznie lepsze przygotowanie obiektu. Dzięki temu byłoby bezpieczniej, a sami zawodnicy nie narzekaliby na panujące na zeskoku warunki.
informacja własna