You are currently viewing Jurij Tepeš miał propozycję pożegnalnego skoku w Planicy. Chciał polecieć na rekord świata
Jurij Tepeš (fot. Julia Piątkowska)

Jurij Tepeš miał propozycję pożegnalnego skoku w Planicy. Chciał polecieć na rekord świata

Swego czasu Jurij Tepeš był uważany za jednego z najlepszych „lotników” w międzynarodowej stawce. Pod koniec sezonu 2019/2020, Słoweniec wahał się co począć ze swoją zmierzającą do schyłku sportową karierą. Marzeniem było pożegnanie się przed własną publicznością w Planicy, jednak plan ten nie wypalił przez pandemię koronawirusa. Teraz 32-latek rozwija skrzydła jako szkoleniowiec.

 

Po największych sukcesach i siedmiu podiach Pucharu Świata wywalczonych w latach 2013-2017, Jurij Tepeš bezskutecznie próbował powrócić do międzynarodowej czołówki. W ostatnim sezonie 2019/2020, w zmaganiach elity wystartował zaledwie cztery razy. Iskierką nadziei mogły być punktowane miejsca (20. i 21.) wywalczone na lotach w Bad Mitterndorf. Jak się później okazało, były to ostatnie zawody, w których zameldował się w rundzie finałowej. Później było tylko 50. miejsce na normalnej skoczni w Rasnovie i nieudane kwalifikacje dzień później…

Ostatnio Tepeš wspominając te chwile, przyznał, że skoki na 90-metrowym obiekcie w Rumunii były ostatnimi w jego sportowej karierze. W planach miał pożegnanie przed własną publicznością na mamuciej Letalnicy (HS-240), jednak jak pamiętamy, rozpoczynająca się pandemia koronawirusa spowodowała odwołanie finałowej imprezy w Planicy. Okazuje się, że Słoweniec miał propozycję oddania pożegnalnej próby w kolejnym sezonie, jednak już wtedy postawił organizatorom w Planicy pewien warunek...

- Namawiali mnie, żebym skoczył w Planicy na pożegnanie. Powiedziałem im, że mogę, ale pod jednym warunkiem. Chciałem pojechać jako przedskoczek z rozbiegu wyższego o dziesięć belek i chciałem wiedzieć o tym trzy miesiące wcześniej, aby móc się przygotować. Liczył się tylko rekord świata, ewentualnie długi lot. Nie sprawiłoby mi przyjemności skoczenie na takim olbrzymie 180 metrów - zdradza w rozmowie z portalem Siol.net. Jak jednak wiemy, do pożegnalnej próby na słoweńskim "mamucie" nie doszło ani podczas grudniowego czempionatu w lotach, ani podczas marcowego finału Pucharu Świata.

Jeszcze w kwietniu minionego roku, dwukrotny zwycięzca zawodów Pucharu Świata wahał się w kwestii swojej sportowej przyszłości. Pod koniec czerwca podjął jednak ostateczną decyzję i zakończył karierę. Jak teraz przyznaje, skłoniły go to tego przemyślenia w pandemicznym odosobnieniu. - Mistrzostwa świata w lotach zostały przeniesione z wiadomych powodów. Wtedy pomyślałem, żeby przedłużyć karierę o kolejny rok, ale w końcu uznałem, że to już nie będzie to. Dojście do tego zajęło mi dwa miesiące, a sytuacja związana z koronawirusem, pomogła mi podczas całej tej izolacji. Wtedy wiedziałem już, że skończę karierę - skwitował.

Aktualnie 32-latek wraz ze Stane Balohem (byłym trenerem słoweńskiej kadry kobiet) zajmują się szkoleniem juniorów w wieku 15-20 lat w centrum sportowym w Kranju. - Jestem jego asystentem. Jeżdżę z podopiecznymi na zawody, uczestniczę w treningach i uczę się, aby zostać pełnoprawnym trenerem skoków narciarskich. Będąc jeszcze skoczkiem, powiedziałem kiedyś, że nigdy nie zostanę trenerem. Myślę, że teraz właśnie się nim staję. Zajęło mi to kilka miesięcy, ale teraz dobrze się z tym czuję. Co ważne, dużo już wiem dzięki przebiegowi swojej kariery - podkreśla.

Mimo, że Jurij Tepeš skończył skakanie tylko nieco ponad rok temu, jako szkoleniowiec już zauważył zmiany, które następują w procesie rozwoju skoków narciarskich. Słoweniec zwrócił uwagę przede wszystkim na sprzęt i kombinezony, z których obecnie korzystają czołowi zawodnicy. - Skoki ciągle się zmieniają. Poczynając od samego sposobu skakania, a kończąc na sprzęcie. Moja technika skoku nie pasowała na przykład do większych kombinezonów. A ostatnio ta przestrzeń w strojach znowu staje się istotna. Ja skacząc, korzystałem bardziej z nart i miałem mniejsze kombinezony, aby bardziej czuć właśnie narty. Najbardziej pasowało mi, kiedy kombinezony w najwęższym miejscu musiały mieć zerowy odstęp od ciała. Późniejsze zmiany trochę we mnie uderzyły, ale były reakcją na zbyt duże prędkości i kontuzje - tłumaczy.

 

źródło: Siol.net

 

Dodaj komentarz