You are currently viewing Maciej Kot: „Mam bardzo duży szacunek do Gregora Schlierenzauera za decyzję, którą podjął”
Maciej Kot (fot. Julia Piątkowska)

Maciej Kot: „Mam bardzo duży szacunek do Gregora Schlierenzauera za decyzję, którą podjął”

Zakończenie kariery przez Gregora Schlierenzauera odbiło się sporym echem w narciarskim środowisku. O rozstaniu znakomitego austriackiego skoczka z koronną dyscypliną sportu, mówią też jego koledzy i rywale ze skoczni. – Zakończył karierę jeden z najlepszych zawodników w historii. Świadczą o tym statystyki, ale też styl, w którym to robił. Mam bardzo duży szacunek do Gregora za decyzję, którą podjął – mówi nam Maciej Kot.

 

Kot: „Od początku wiedziałem, że Schlierenzauer to materiał na mistrza”

Pod względem zachowania na skoczni, a także etosu pracy, często nasuwały się porównania Macieja Kota do Gregora Schlierenzauera. Zachowując proporcje sportowych osiągnięć, obu zawodników łączyła ogromna (czasem nadmierna) ambicja, a także pełna koncentracja podczas kluczowych momentów. Zarówno Polak, jak i Austriak, należeli do sportowców, którzy podczas zawodów zachowywali pełne skupienie i stosunkowo rzadko pozwalali sobie na rozluźnienie czy okazywanie nadmiernych emocji.

Jak na takie opinie reaguje 30-letni Zakopiańczyk? – To miłe porównanie, bo Gregor był dla mnie jednym z idoli. Wiadomo, że na początku był nim Adam Małysz, ale później dołączył do tego grona Gregor Schlierenzauer. Imponował od samego początku nie tylko swoimi wynikami i przebojowością, ale przede wszystkim stylem, w jakim zaczął wygrywać. Po raz pierwszy spotkałem go jednak na zawodach w Garmisch-Partenkirchen, gdzie startowaliśmy jeszcze jako dzieci. Wtedy nazwisko „Schlierenzauer” było jeszcze nieznane i mało kto wiedział nawet jak je wypowiadać. Rok później spotkaliśmy się na Mistrzostwach Świata Juniorów w Kranju, gdzie wygrał właśnie… nikomu nieznany Gregor Schlierenzauer. Już wtedy byłem pod wrażeniem stylu, w jakim skacze. Później bardzo szybko zrobił wielką karierę. Skoki na rekord skoczni i przewagi z jakimi wygrywał, świadczyły o wielkości tego zawodnika. Ja widziałem go na skoczni wcześniej i od początku wiedziałem, że jest to materiał na wielkiego mistrza. I do końca kariery Gregor skakał w charakterystycznym stylu, który bardzo mi się podobał – wspomina.

 

Skakać jak Schlierenzauer?

Później Gregor Schlierenzauer w latach 2006-2014 wyśrubował imponujący rekord 53 zwycięstw w zawodach Pucharu Świata. Maciej Kot z kolei dwukrotnie poznał smak najwyższego stopnia pucharowego podium. Mimo, że razem nigdy nie wskoczyli na podium indywidualnych zawodów elity, spotkali się na „pudle” zawodów drużynowych. Czy zawodnik AZS-u Zakopane próbował wzorować się na niezwykle efektywnym stylu Austriaka?

Oczywiście skoki Gregora analizował każdy, bo kiedy wygrywa się z taką przewagą nad innymi, każdy chce się dopatrzyć w czym tkwi różnica. Problem polega na tym, że nie jest to łatwe, a często jest niemożliwe, żeby kogoś dokładnie skopiować. Można jedynie zauważyć różnice i ewolucję w technice skakania. Ktoś nagle zaczyna odbijać się bardziej do przodu, albo w locie zaczyna inaczej prowadzić narty… Styl skakania jest jednak indywidualną realizacją techniki skoku. O ile technika prawidłowego skoku jest jedna i zbliżona dla wszystkich, to każdy robi to w swoim indywidualnym stylu. Styl Gregora był niepowtarzalny i bardzo estetyczny, przynajmniej dla mnie. Był zawodnikiem, który zasługiwał na wysokie noty sędziowskie – chwali Tyrolczyka. – Mimo, że nieraz analizowałem jego skoki i czasami próbowałem go naśladować, nigdy się do tego nie zbliżyłem. Zresztą to i tak nie przyniosłoby dobrego rezultatu, bo naśladowanie kogoś na siłę często źle się kończy. Trzeba zacząć od analizy swoich własnych mocnych i słabych stron – dodaje.

 

Samotnik na skoczni, koleżeński poza nią

Kot zapytany o to, czy według obiegowych opinii charakter Austriaka przypomina jego własne podejście do sportu, odparł: – Nasze drogi pewnie wyglądały podobnie, bo oboje walczyliśmy o powrót do dobrych skoków. Gregor pokazywał w pewnych momentach, że jest blisko powrotu, ale wiadomo, że nigdy nie wrócił do poziomu, w którym był kiedyś. Mam do niego bardzo duży szacunek za decyzję, którą podjął. Nie odbieram jej negatywnie. Pokazał, że jest człowiekiem, który nie boi się nowych wyzwań i który cały czas chce po prostu cieszyć się z życia. Dał sobie jakiś czas na powrót do dobrego skakania, ale nie osiągając już takich sukcesów jak kiedyś, nie odnalazł satysfakcji w tym, co robi. To człowiek o wielu pasjach i na pewno znajdzie coś, co wzbudzi w nim zamiłowanie i czemuś odda się w stu procentach – podkreśla.

Niejednokrotnie o podejściu Gregora Schlierenzauera do skoków narciarskich w realiach zawodów, krążyły mocno odmienne opinie. Jedni podziwiali Tyrolczyka za pełne oddanie i skupienie się na pracy, a drudzy dziwili się nadmiernym zamknięciem skoczka na zewnętrzne bodźce. – Co do jego charakteru, pewnie będą różne głosy. Jednym imponował psychiką czy skrytym zachowaniem, bo Gregor trzymał się raczej na uboczu. Dość mocno się koncentrował i nie był dostępny dla wszystkich. Z drugiej strony jeśli ktoś poznał go od bardziej prywatnej strony, okazywał się człowiekiem ciepłym, koleżeńskim i osobą o wielu pasjach. Nie każdy miał go jednak okazję poznać poza skocznią. Wiem, że są zwolennicy i przeciwnicy jego stylu bycia. Mi to jednak odpowiadało, bo ja też zawsze byłem zwolennikiem tego, aby na skoczni skupić się na pracy i skokach. Są zawodnicy, którzy potrzebują się wyłączyć i zająć się tylko i wyłącznie tym, żeby skakać daleko – tłumaczy Kot.

 

Wiara Kota w powrót do formy

Reprezentant polskiej kadry narodowej, tak jak jeszcze kilka lat temu Gregor Schlierenzauer, również znajduje się w przełomowym momencie sportowej kariery. Jak „trzynasty kadrowicz” przygotowuje się do sezonu olimpijskiego indywidualnie, w odosobnieniu od ekipy trenera Michala Doležala. Poszukiwanie formy zawiodło 30-latka na nieznane dotąd rewiry, a własny plan przygotowany wraz z trenerem i bratem Jakubem Kotem ma przynieść to, czego nie udało się wybitnemu Austriakowi. Powrót do wielkiej formy i ponowne triumfy w zawodach najwyższej rangi.

Jak podchodzi do tego sam zainteresowany? – Nie można się załamywać. Mam w sobie wiarę w to, że jestem w stanie wrócić do dobrego skakania. Patrząc na metrykę jestem rok młodszy, więc pół żartem pół serio, mam rok przewagi. To kwestia wiary i satysfakcji z tego, co się robi nawet na treningu – mówi.

Kot wspomniał nam także o aktualnym etapie przygotowań do zimy. – Jesteśmy przed kilkoma finałowymi letnimi zawodami. W planach jest Puchar Kontynentalny w Klingenthal, a następnie ostatni konkurs Grand Prix w tym samym miejscu. Zobaczymy jaki będzie polski skład na finał… Później zostaną jeszcze tylko Mistrzostwa Polski w Zakopanem przesunięte na październik. Chciałbym zakończyć sezon dobrymi startami. To tak naprawdę ostatnia prosta do zimy. Czas będzie teraz szybko leciał i każdy dzień jest bardzo ważny, więc trzeba z nich korzystać. Trzeba przygotować dobrą formę na zimę i dobrymi skokami na igelicie złapać dużo pewności siebie i wiary w to, że dobrze przepracowało się okres letni. Czekają nas testy sprzętu i oczekiwanie na tory lodowe w Zakopanem. Jeśli chodzi o miejsce do treningu, jesteśmy w komfortowej sytuacji – kwituje. Zapytany o to czy przed zimą będzie miał szansę dołączyć do treningów z kadrą narodową, odparł: – Nie wszystko zależy ode mnie. Dużo będzie zależeć od naszych rozmów z trenerami kadry. Wiem, że na któryś z obozów zagranicznych pojadę, bo to czas testowania sprzętu i moment, w którym pomału będzie się krystalizował skład na zimę.

 

rozmawiał Bartosz Leja,

 

Dodaj komentarz