You are currently viewing Gdzie ci juniorzy – czy młodzi powinni otrzymywać więcej szans w Pucharze Świata?
Polscy juniorzy, od lewej: Szymon Zapotoczny, Jan Habdas, Adam Niżnik (fot. Ewa Skrzypiec)

Gdzie ci juniorzy – czy młodzi powinni otrzymywać więcej szans w Pucharze Świata?

Sporo miejsca poświęciliśmy ostatnio w naszych redakcyjnych rozmowach sytuacji polskich juniorów, których początkowo zabrakło w składzie na zawody Pucharu Świata w Zakopanem. Po wycofaniu kontuzjowanego Kamila Stocha, jego miejsce zajął wprawdzie Jan Habdas, jednak od kilku lat nie sposób nie zauważyć, że Biało-Czerwoni są jedną z najstarszych kadr i próżno szukać w zawodach najwyższej rangi regularnie występujących polskich skoczków poniżej 20. roku życia. Czy powinno się to zmienić?

 

Gdzie ci juniorzy?

Polscy juniorzy dostają szansę na start w zawodach Pucharu Świata jedynie „od wielkiego dzwonu”. Nawet podczas ostatnich zawodów najwyższej rangi w Bischofshofen, kiedy sztab szkoleniowy nie wykorzystał w pełni sześcioosobowej kwoty startowej (nominując do startu pięciu zawodników), szóstego miejsca nie zajął ani żaden z kadrowiczów trenujących wówczas w Planicy, ani żaden z juniorów, którzy przebywali wówczas w kraju… nie mając możliwości treningu na skoczni. Ta sytuacja była wyjątkowa, może trudno byłoby szybko w pandemicznych realiach przetransportować i przygotować nie skaczącego od wielu dni zawodnika do Austrii, jednak z pewnością taka operacja logistyczna nie byłaby niewykonalna.

A gdzie i kiedy nabierać doświadczenia w zawodach najwyższej rangi, jeśli nie w Pucharze Świata w wieku juniorskim? Z pewnością znalazłoby to pełne zrozumienie i akceptację polskich kibiców, którzy w przypadku znacznie bardziej doświadczonych (i wiekowych) zawodników, którzy zawodzą w międzynarodowej stawce, otwarcie mówią o sportowej turystyce (z takimi opiniami nie zawsze można się zgodzić) i konieczności dania szansy młodszym. Tym bardziej, że skoczek rozkręcający się wśród najlepszych grubo po dwudziestce, też musi przejść „chrzest bojowy” i zapłacić „frycowe”, podczas gdy zegar tyka. I w takim mniemaniu polscy kibice nie są odosobnieni.

Mieliście trzech bardzo silnych, a teraz starszych skoczków. Brakuje w Polsce młodych, ambitnych zawodników, którzy w kadrze podsycają ogień. Brakuje mi też kobiecych przedstawicielek. Są one w Niemczech, Austrii, Słowenii… Ich obecność pomaga dynamice, sile i otoczeniu. Nie rozwinęliście tego w Polsce. Nie jest też łatwo kierować drużyną, która już wszystko wygrała – mówił niedawno były austriacki skoczek i trener, a obecnie ekspert Toni Innauer cytowany przez TVP Sport, zahaczając jednocześnie o sytuację polskich skoków narciarskich kobiet.

W kwestii mężczyzn, warto rzucić okiem na klasyfikację generalną Pucharu Świata. Najmłodszym skoczkiem, który tej zimy sięgał już po punkty był zaledwie 18-letni Rosjanin Danil Sadreev, który w „generalce” zajmuje bardzo solidne 31. miejsce. Jeszcze wyżej, bo na 29. pozycji plasuje się zaledwie 19-letni Daniel Tschofenig. I oni też kiedyś wśród najlepszych zaczynali, Rosjanin w 2020 roku zanotował na start odpadnięcie w kwalifikacjach i dwie dyskwalifikacje. Okrzepł jednak i teraz jest najmocniejszym juniorem w całej międzynarodowej stawce i jednym z głównych faworytów do zdobycia tytułu mistrza świata juniorów w Zakopanem. O ile w ogóle się tam pojawi, ponieważ rosyjscy trenerzy mogą uznać, że ważniejsze będą dla 18-latka starty w narciarskiej elicie, a nie wyłącznie juniorskie trofea.

O zmarnowanych szansach na złapanie doświadczenia mówił nam niedawno rezerwowy zawodnik kadry juniorów, Wiktor Szozda. Patrząc na hierarchię, to nie 15-latek otrzymałby szansę jako pierwszy, jednak jego słowa rzucają na tę sprawę dość ważne światło. – Kwota startowa po prostu się marnuje. Można od młodszego wieku próbować wystawiać młodszych zawodników. Być może nie prezentujemy się od razu najlepiej, ale na moim przykładzie z zawodów FIS Cup, uważam że przełamuje się bariera psychiczna i na następnym starcie już jest o wiele łatwiej. Na mistrzostwach Polski także – pierwszy raz mi nie wyszło, drugi raz zawiodła głowa, a za trzecim razem podszedłem na luzie i od razu inaczej to wyglądało – przyznał skoczek, który w ostatnim krajowym czempionacie zameldował się na 22. pozycji.

 

A może jednak za szybko?

Zdecydowanie inaczej do sprawy podchodzą od dłuższego czasu trenerzy i przedstawiciele Polskiego Związku Narciarskiego. Nasi skoczkowie są wprowadzani do zawodów najwyższej rangi w dość późnym wieku, a o sile ekipy trenera Doležala świadczą od dłuższego czasu, nie wypominając wieku, dwaj 34-latkowie (Stoch i Żyła), 31-latek (Kubacki), dwóch 26-latków określa się nadzieją na przyszłość (Stękała i Wolny), a młodym talentem nazywa 22-latka (Wąsek). I żeby była jasność – to wciąż sportowcy z ogromnym sportowym potencjałem, mimo że tej zimy nieco przygaszeni, i nadal są w stanie walczyć z najlepszymi. Gdzie w tym wszystkim są jednak młodsi, którzy będą nabierać doświadczenia i jak wspominał Innauer – podsycać reprezentacyjny ogień, wprowadzać świeżą krew?

Jak popatrzymy na poziom, który jest w Pucharze Świata, to wiadomo, że dla nich to jest trochę za wcześnie. Już w Pucharze Kontynentalnym trzeba wygrywać, stawać na podium, żeby w Pucharze Świata wejść do trzydziestki. A jechać tam tylko po to, żeby jechać, nie wiem czy jest sens. Mamy zawody drugiej i trzeciej ligi i oni tam powinni startować i się docierać. Jeżeli tam będzie widoczny ten postęp na tyle, żeby mogli coś zdziałać w pierwszej lidze, wtedy tak. Mieliśmy zawodników, którzy się pojawiali i później szybko znikali, a czegoś takiego byśmy znów nie chcieli. Młodzi muszą do tego podchodzić spokojnie. Dla nich najważniejsze są tej zimy Mistrzostwa Świata Juniorów w Zakopanem i do nich powinni się dobrze przygotować. Oni mają swoich trenerów, którzy doskonale wiedzą, co robią – powiedział nam wczoraj Adam Małysz. I w słowach Orła z Wisły trzeba poza (może nadmierną?) ostrożnością, wyczuć obawę i troskę.

Kto z nas nie pamięta wszak Krzysztofa Bieguna, który w wieku 19 lat wygrał inauguracyjny konkurs Pucharu Świata w Klingenthal i założył żółty plastron lidera? Później niezwykle utalentowany skoczek nigdy nie nawiązał niestety do tego sukcesu, zakończył karierę i sam wiele lat później niechętnie wracał w rozmowach do tych chwil. Był przecież wieszczony wszem i wobec ogromny potencjał 13-letniego Klemensa Murańki, który już wtedy został dopuszczony do startu w kwalifikacjach PŚ. Jak się skończyło, też pamiętamy. Niewątpliwie wielce uzdolniony zawodnik musiał okrzepnąć wokół medialnego szumu i tak naprawdę 14 lat później wciąż nie spełnił pokładanych w nich ogromnych kibicowskich nadziei. Ostrożność zatem przede wszystkim? Co w przypadku gdy faktycznie marnuje się kwota startowa, którą mógłby zapełnić któryś z naszych młodszych reprezentantów? – Wiadomo, że jeśli byłaby taka sytuacja, że miałby nikt nie startować, to może miałoby to sens, żeby gdzieś wystartowali. To nie jest też takie proste. Bywa tak, że junior wystartuje i na tyle go to dotknie, że się nie zakwalifikował, że różnie może później być. Lepiej iść małymi kroczkami do przodu cały czas, niż raz „wyskoczyć”, a później spaść z hukiem – uważa Małysz, który jednakże sam regularnie startował w zawodach Pucharu Świata, nie mając jeszcze 20 lat.

Co ciekawe, w stronę zdania 44-latka przychyla się jednak jeden ze skoczków polskiej kadry juniorów, Adam Niżnik. 19-latek, który póki co bezskutecznie próbował swoich sił w kwalifikacjach do zawodów Pucharu Świata w Wiśle (2019 r.) i Zakopanem (2020 r.), zapytany o szybkie wprowadzanie młodych zawodników do narciarskiej elity, odparł: – To jest ciężkie pytanie. Ja uważam, że wystartowanie w Pucharze Świata to coś wyjątkowego i trzeba sobie na nie zasłużyć, a nie „z przypadku” wbić się do tych zawodów. Jeżeli jakiś junior nie dysponuje formę, która dawałaby mu szansę na lepsze lokaty, to nie powinno mu się dawać szansy. Wtedy istnieje większe ryzyko, że dany zawodnik może się załamać. Oczywiście to jest tylko moje zdanie – skwitował.

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

 

Bartosz Leja,
informacja własna

 

Dodaj komentarz