You are currently viewing Nie wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku – o upadku wizji skoczni w Sankt Moritz

Nie wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku – o upadku wizji skoczni w Sankt Moritz

sankt.moritz kompleks.skoczni wizualizacja swiss ski.ch 1200 - Nie wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku - o upadku wizji skoczni w Sankt MoritzKiedy Engelberg czeka na potrzebne pieniądze, a położony na uboczu kompleks w Kandersteg zyskuje popularność, w cieniu toczy się dramat innych szwajcarskich skoczni, niegdyś olimpijskich aren. Rozpoczęta w 2013 r. modernizacja obiektów w Sankt Moritz nie dojdzie do skutku, gdyż planom zaciągania kolejnych kredytów sprzeciwili się sami mieszkańcy.

 

Szczypta historii

Ammann Simon fot.Kata .Deak 12001 300x200 - Nie wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku - o upadku wizji skoczni w Sankt Moritz
Simon Ammann, fot. Kata Deak

Historyczne skocznie w Sankt Moritz, na których odbywały się igrzyska olimpijskie jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym, status możliwych do użytku straciły w 2006 roku. O pierwszych planach budowy nowych mówiło się już przed rokiem 2010 - wtedy, według śmiałych planów państwowych władz, miały powstać skocznie 106- i 140-metrowe. Jak to zwykle bywa, na planach się skończyło. W 2013 roku lokalni działacze uznali jednak, że chcą wykorzystać zimowy potencjał swojej gminy, zakładając, że inauguracja Pucharu Świata w skokach zawita właśnie do nich. Wtedy to w planach pojawiły się dwie nowe skocznie o rozmiarach HS-67 i HS-106 oraz modernizacja obiektów przeznaczonych do treningów młodzieży. Przewodniczący Komisji ds. Skoków w Sankt Moritz zapewniał wówczas, że projekt jest bardziej ekonomiczny od tego z 2010 roku i dlatego będzie możliwy do zrealizowania. Wielkimi zwolennikami rozwoju byli Simon Ammann oraz pochodzący z Sankt Moritz Berni Schoedler. Ten drugi prorokował, że jego rodzinne miasto szybkie stanie się międzynarodowym centrum treningowym na kształt takiego, jakim obecnie dysponuje słoweńska Planica. Przyszłość pokazała, jak bardzo się mylił, bowiem skoczni, które miały powstać w 2015 roku, nie ma do dziś.

 

Przeszłość - mieszkańcy byli "za"

Schoedler Berni WC.Planica.2013 fot.Bartosz.Leja  300x199 - Nie wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku - o upadku wizji skoczni w Sankt Moritz
Berni Schoedler, fot. Bartosz Leja

Ponieważ w Szwajcarii idee demokracji są wysoko rozwinięte, o zdanie w sprawie dotyczącej środków na budowę nowych skoczni zapytano mieszkańców. Dwa lata temu Helweci popierali rozwój sportu, a za wybudowaniem kompleksu opowiedziały się 932 osoby przy 705 głosach przeciwnych. Zakładany koszt inwestycji miał wynieść ok. 11,5 miliona franków szwajcarskich (wówczas ok. 40 milionów złotych), a 30% funduszy miały zagwarantować władze federalne przy 70% własnych środków gminy. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, a Szwajcarzy doczekają się nie tylko utalentowanych sportowców, ale i obiektów, na których ci będą mogli szlifować formę. W styczniu 2015 roku okazało się, że realne koszty znacznie przewyższą te planowane, stąd prace wstrzymano. Wzrost potrzebnych środków miał wynikać z konieczności zamontowania urządzeń naśnieżających czy oświetlenia.

 

Teraźniejszość - mieszkańcy są przeciw

Niestety, rzeczywistość stanowczo różni się od tego, co w 2013 roku wyrysowano na papierze. Ostatecznie okazało się, że zaciągnięty wówczas kredyt na ponad 11 milionów franków to tylko kropla w morzu potrzeb, ponieważ całkowite koszty wyniosą prawie dwukrotnie więcej (20 mln franków). W głosowaniu, które odbyło się 25 września, znacząca większość członków zgromadzona w radzie gminy i jej zarządzie sprzeciwiła się inwestowaniu pieniędzy w skoki narciarskie ze względu na to, że nakłady potrzebne są na inne projekty, na przykład budowę nowej szkoły czy modernizację tras zjazdowych wykorzystywanych w czasie Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim. Przy frekwencji wynoszącej 54,4%, poparciu 278 osób i sprzeciwie 1093 kredytowi opiewającemu na 8,3 miliona franków szwajcarskich powiedziano postawiono weto.

 

Rozczarowanie i nadzieja na przyszłość

Najbardziej rozgoryczony całą sytuacją jest szef komisji skoków w Sankt Moritz, Florio Motti, który jednak nie załamuje rąk, ponieważ ma świadomość, że życie toczy się dalej, a także ma nadzieję, że za 5-10 lat projekt pt. "Nowe skocznie w Sankt Moritz" ponownie znajdzie się na ustach władz, zwłaszcza innych gmin, które teraz nie wykazały zainteresowania. Inaczej do całej sprawy podchodzi burmistrz Sankt Moritz, Sigi Asprion, który uważa, że podjęta decyzja jest właściwa, ale nie sprzeciwia się samym skoczniom, tylko dużym kosztom.

 

Polskie akcenty w przeszłości

Stoch Kamil WC.Lillehammer.2015.lot fot.Julia .Piatkowska 300x200 - Nie wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku - o upadku wizji skoczni w Sankt Moritz
Kamil Stoch fot. Julia Piątkowska

Być może gdyby o zdanie zapytać polskich skoczków, oni również żałowaliby, że projekty Helwetów nie dojdą do skutku, bowiem niegdyś biało-czerwoni w Sankt Moritz radzili sobie całkiem dobrze. Na najniższym stopniu podium zawodów Pucharu Kontynentalnego rozegranych w 2004 roku stanął Kamil Stoch, a zwycięstwa  w konkursach cyklu FIS Cup dwukrotnie odniósł Rafał Śliż, plasując się w czołówce w towarzystwie dwóch innych Polaków - najpierw Tomasza Pochwały, a dzień później Wojciecha Skupnia, którzy zajęli trzecią lokatę.

 

Wieloletnia tradycja Sankt Moritz

Historia skoków narciarskich w Sankt Moritz sięga jeszcze XIX wieku i pierwszych naturalnych, a następnie drewnianej skoczni, na której rozegrano również pierwsze zawody. Historyczny obiekt z prawdziwego zdarzenia powstał nieopodal miasta, by następnie w 1926 skoki zagościły już w nim samym, kiedy to zbudowano Olympiaschanze, która w ostatnich latach stała się kością niezgody w społeczności Sankt Moritz. Dwukrotnie rozegrano tam igrzyska olimpijskie (w 1928 i 1948 roku), które również dwukrotnie padły łupem Norwegów - najpierw Alfa Andersena, a następnie Pettera Hugstedta. Ostatecznie kompleks zlokalizowany w kantonie o nazwie Gryzonia składa(ł) się z 4 skoczni o wymiarach K-90, K-60, K-30 i K-15. Korzystne położenie na wysokości 1800 metrów nad poziomem morza, a co za tym idzie, opady śniegu od listopada do marca, powodują, że i dziś byłoby to znakomite miejsce dla olimpijskiej rywalizacji, jednak, wbrew logice i znanemu powiedzeniu, w Szwajcarii jednak nie wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku.

 

Kasia Nowak
źródło: suedostschweiz.ch / engadinerpost.ch / informacja własna

 

Dodaj komentarz